Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Rafał Wójcikowski
|

Co zostawi po sobie Marek Belka?

0
Podziel się:

Będzie ten nowy - stary rząd, czy też go nie będzie? A jeżeli będzie, to jak długo się utrzyma? Kto go poprze? Co z dalej planem Hausnera? Co z sejmem i jego niezgodnymi z konstytucją ustawami? Obecnie na te pytania nikt nie zna odpowiedzi. Na te dziwne czasy, w roli męża opatrznościowego prezydent widzi Prof. Marka Belkę, który powrócił z Iraku i ma zostać premierem

Co zostawi po sobie Marek Belka?

Będzie ten nowy - stary rząd, czy też go nie będzie? A jeżeli będzie, to jak długo się utrzyma? Kto go poprze? Co z dalej planem Hausnera? Co z sejmem i jego niezgodnymi z konstytucją ustawami? Obecnie na te pytania nikt nie zna odpowiedzi. Ci, którzy mają popierać to i owo - nie chcą, ci znów co deklarują sprzeciw – „zapominają” o głosowaniach, tłumacząc to odchodzącym ostatnim pociągiem do rodzinnego miasta, zebraniem nauczycieli w Kielcach lub pielgrzymką do Watykanu. Coraz mniej się w tym wszystkim orientuję.

Na te dziwne czasy, w roli męża opatrznościowego prezydent widzi Prof. Marka Belkę, który powrócił z Iraku i ma zostać premierem, przynajmniej na rok. Wie, że jeśli teraz nie zostanie, to już drugiej takiej okazji mieć nie będzie. Stanowisko prezesa Rady Ministrów stanowiłoby uwieńczenie jego kariery jako ekonomisty i polityka. Począwszy od uczelnianego działacza PZPR, na gospodarzu państwa skończywszy. I nikomu nie przeszkadza, że na początku lat 90-tych Pan Profesor Belka na zlecenie instytucji finansowych Zachodu badał kondycję ówczesnych przedsiębiorstw, wówczas jeszcze państwowych. Ile są warte, które z nich mają jakieś perspektywy, które warto kupić, które same upadną. Szczegółów nie znam ale jak łódzkie sikorki ćwierkają - był to kawał dobrej roboty.

Później było doradzanie Panu Prezydentowi Kwaśniewskiemu, nawet jakieś posadki w radach nadzorczych, a ostatnio stanowisko wicepremiera i ministra finansów w rządzie Millera. Ciężko obolały Pan Profesor musiał się jednak z tej kopaniny z żyrardowskim koniem wycofać... gdzieś w ustronne i spokojne miejsce. I wycofał się... do Iraku. W każdych z tych miejsc sprawdził się jako twardy i bezkompromisowy polityk. Rzucał kotwicę finansom publicznym, opodatkował oszczędności, a jak było nie po jego myśli grzecznie odchodził nie paląc za sobą mostów.

Obecnie jednak ciągnie się za Panem Profesorem na lewicy pseudonim „liberał” Na swoje nieszczęście w młodości popełnił kilka „błędów”. Napisał np. rozprawę habilitacyjną o monetarnej doktrynie społeczno-ekonomicznej Miltona Friedmanna, nawet w tej sprawie na stypendium do USA w latach 80-tych pojechał. A o jego ówczesnych poglądach ekonomicznych do dziś po Łodzi krążą legendy. Słynne jest np. powiedzenie Pana Profesora o konieczności popłynięcia „ekonomicznej krwi”, w celu uzdrowienia gospodarki. Dziś o krwi chyba nie ma już co marzyć. Można więc powiedzieć, że to jeden z nielicznych lewicowych polityków, rozumiejący i zgadzający się z poglądami liberalnymi. Co innego jednak się wie, a co innego trzeba robić.

Marek Belka wie, że najbliższy rok nie będzie taki znowu trudny do rządzenia. Spadek sondaży już chyba mu nie grozi, po tym co zostawił po sobie Leszek Miller. Pan Profesor wie jak skutecznie zdyskontować wzrost światowej koniunktury gospodarczej, od oszczędności zaś ma wicepremiera Hausnera, którego chce w rządzie pozostawić. Może liczyć na wszechstronne poparcie Pałacu Prezydenckiego, z tej strony żadne weto nie grozi.

Jakie zatem ma problemy do szybkiego rozwiązania. Przede wszystkim musi znaleźć większość zdolną go poprzeć. Niestety szyki krzyżują ludowcy, którzy nie godzą się na jego osobę, zwłaszcza teraz po wybraniu na marszałka sejmu Józefa Oleksego (który miał być wspólnym premierem), zamiast Janusza Wojciechowskiego (który miał być wspólnym marszałkiem). Ludowcy rozmawiają o wspólnej przyszłości z LPR-em i Samoobroną. Myślę jednak, że tutaj będzie rozgrywany podobny wariant co z Oleksym i w końcu po przepychankach Pan Profesor premierem zostanie, czego wyraźnie życzą sobie rynki finansowe.

Kolejnym problemem są finanse publiczne. Niezwłocznie należy rozpocząć jakieś cięcia, bo w innym wypadku finanse publiczne w końcu się zawalą. Pamiętajmy jednak, że rząd ma trwać tylko rok, do późnej wiosny 2005 roku. Reformy nie muszą być więc głębokie i najlepiej aby uderzały mało licznych, ale za to zasobnych. Marek Belka przeforsuje zmiany w ZUS i KRUS w zakresie zwiększenia różnorodności płaconych składek. Wzrost jest na tyle duży, a światowa koniunktura na tyle trwała, że może sobie na dodatkowe obciążenie pozwolić.

Trzeba również natychmiast poprawić sytuację w resorcie zdrowia. Trybunał ustawę zakwestionował, system rozpada się w oczach, a za kilka miesięcy paraliż grozi zaprzestaniem leczenia ludzi. To chyba najtrudniejszy odcinek frontu robót. Trzeba bowiem przekonać społeczeństwo, że teraz za część usług trzeba będzie płacić już oficjalnie, składkę coraz wyższą trzeba będzie płacić nadal, a do tego jeszcze w ramach „ponadstandardowych” usług trzeba będzie dopłacić składkę kwotową. I żadnej większej poprawy w jakości leczenia nie będzie.

Dużą nadzieję Marek Belka wiąże z pieniędzmi unijnymi. Pójdą one na infrastrukturę regionalną, drogi, rolnictwo, będzie można zdjąć z tych kierunków środki budżetowe i przesunąć je właśnie tam gdzie ich brakuje. Dzięki temu jakoś w miarę stabilnie, przy niezłym wzroście gospodarczym rząd jakoś rok przetrzyma. Trzeba jednak najpierw przestać gubić papiery na ministerialnych salonach. I jakoś skuteczniej przyciągać inwestycje od Czechów i Słowaków.

Marek Belka, w odróżnieniu od Leszka Millera, ma plan pozyskania części społeczeństwa, wie bowiem że bez chociażby symbolicznego poparcia do wiosny z rządem nie dociągnie. Kluczem do sukcesu ma być pozytywne rozwiązanie emerytur starego portfela, co powinno kosztować ok. 3 mld zł., ale za to może dać wzrost od 5 do 10 punktów procentowych poparcia dla jego rządu.

Podsumowując – nawet jeśli powstanie rząd Marka Belki, to jego horyzont działania będzie obliczony jedynie na najbliższy rok. Taki rząd nie podejmie zasadniczych reform, jednak może dać potrzebną gospodarce stabilizację politycznych nastrojów. Następny rząd, ten już po wyborach, może jednak wpaść w pułapkę rządu Jerzego Buzka. Cykl koniunkturalny będzie powoli wchodził w fazę wygaszania, a obecny zostanie roztrwoniony na utrzymanie władzy. I konieczne wówczas reformy będą bolały o wiele bardziej zarówno rządzonych (spadek dochodów realnych) jak i rządzących (sondaże). Dziś wydaje się, że już żaden inny rząd nie może rządzić gorzej i staczać się szybciej w oczach opinii publicznej. Zobaczymy.. zobaczymy...

gospodarka
wiadomości
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)