Histeria zaopatrzeniowa, które przetoczyła się przez Wrocław jeszcze przed falą powodziową, jest dowodem na to, że to nie dziennikarze budują atmosferę krajowej i globalnej paniki. Chociaż lokalne media tłumaczyły, że informacja o odcięciu wody jest plotką, wrocławianie zgromadzili takie zapasy mineralnej i sucharów, że będą się nimi krzepić jeszcze ich wnuki.
Płaskoń: Hydrolog nie saper, myli się do emerytury
Mieszkańcy miasta wpadli w logistyczny szał. Tłumnie ruszyli do sklepów po wodę mineralną. Już po kilku godzinach półki świeciły pustkami. Spóźnialscy odchodzili albo z kwitkiem albo z marną zgrzewką małej, a do tego cytrynowej. Co bardziej zdesperowani wykupywali piwo, mając nadzieję, że po przejściu fali będą fest skacowani, ale przynajmniej żywi.
Wody w kranach, oczywiście, też zabrakło. Ale nie w wyniku zalania, czy zatrucia źródła. Skończyła się, bo mieszkańcy miasta w popłochu napełniali nią wanny wanienki, garnki i nocniki. Jej zużycie niemal dwukrotnie przekroczyło to, które generują mieszkańcy miasta w codziennym szczycie, i ciśnienie dramatycznie spadło.
[
Powódź 2010. Najważniejsze informacje w Money.pl ]( http://www.money.pl/archiwum/wydarzenia/powodz;2010.html )
Następnego dnia zeszło ono też z wrocławian. Zorientowali się, że napchali kabzę producentom niegazowanej butelkowanej, ale nikt nie mówi, że dziennikarze mieli rację, a media nie kłamią.
Po wszystkim woda z kranów płynęła frustrującym strumieniem, a na wrocławskim serwisie Gazety.pl wisiał smutny tytuł: _ Plotka wygrała... _
Plotka i bajka często wygrywa. Dowodem tego jest rosnącą popularność tabloidów i spadek zainteresowania rzetelnymi publikacjami.Zresztą to najczęściej entuzjaści czytadeł forsują teorie o sprzedajności gazet, faryzeuszostwie telewizji i manipulanctwie portali.
Twierdzą tak ludzie, którzy lubią sobie poczytać o tym, że wieloryb przepłynął pół Polski Wisłą, wyrodny syn pobił matkę kiełbasą krakowską, a pan Zdzisław miał otrzymać od UFO cyfry do Lotka.
ZOBACZ TAKŻE:
Autor felietonu jest dziennikarzem Money.pl