Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Dzik: Kiedy emocje są lepsze od ekonomii

0
Podziel się:

Ostatnie głośne spory w sprawie ustawy bioetycznej i wcześniejsze w sprawie finansowania z budżetu państwa zapłodnienia in vitro pokazują, jak niesłychanie skomplikowana jest rzeczywistość na styku ekonomii i służby zdrowia.

Dzik: Kiedy emocje są lepsze od ekonomii

Podstawowym problemem finansowania z budżetu państwa zabiegów medycznych jest to, że takie działanie z jednej strony musi kierować się utylitarną kalkulacją, czyli np. maksymalizować liczbę wyleczonych przy danych nakładach, z drugiej jednak strony, trzeba w pewnym momencie powiedzieć stop i dać prymat etyce i opinii społecznej nad tymi utylitarnymi rachunkami.

Wyobraźmy sobie bowiem państwo, w którym pięciu obywateli czeka na ratujące życie przeszczep serca, płuc, wątroby itd. Specjalne służby losowo zgarniają z ulicy zdrowego obywatela, zabijają go, a organy przeznaczają na przeszczepy dla pięciu potrzebujących. Kalkulacja stricte utylitarna jest dodatnia - zginął jeden, uratowano pięciu, jesteśmy _ cztery życia do przodu _. Ale przecież dla każdego z nas reżim stosujący takie praktyki jawi się niczym wyjęty z sennego koszmaru.

Argumenty utylitarne w kwestii zdrowia publicznego trzeba stosować bardzo ostrożnie, bo są bronią obosieczną. Dobrym przykładem są wywody Wandy Nowickiej, przewodniczącej Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, która w _ Rzeczpospolitej _ poddała miażdżącej krytyce aktualny projekt regulacji bioetycznych.

ZOBACZ TAKŻE:

Wśród licznych argumentów, moją uwagę zwróciły dwa: to, że rząd w obliczu malejącego przyrostu naturalnego powinien wspierać leczenie niepłodności, oraz to, że zakaz diagnostyki preimplantacyjnej jest nieracjonalny i sprzeczny z kryterium dobra publicznego.

Mieszanie niskiego przyrostu naturalnego i zapłodnienia in vitro jest złudne, bowiem dla rządu tańszą metodą walki z małym przyrostem może być choćby wsparcie rodzin wielodzietnych (by zamiast trójki, miały czworo czy pięcioro potomstwa) niż pakowanie się w kosztowne i nie dające gwarancji dofinansowanie leczenia niepłodności. A gdy jeszcze uwzględnimy, że ciąże z in vitro należą do grupy _ podwyższonego ryzyka _, to może w interesie ekonomicznym państwa lepiej w ogóle ich zakazać.

Podobnie rozumowanie, że zakaz diagnostyki preimplantacyjnej jest szkodliwy, jest dość bałamutne, jeśli choćby przypomnimy sobie głośną historię sprzed czterech lat, gdy niesłysząca kobieta celowo stosowała podobną selekcję by mieć... głuche dziecko.

Nietrudno też sobie wyobrazić sytuację, gdy kryteria selekcji zarodków dofinansowanego przez państwo zapłodnienia ustalą nie rodzice, a... urzędnik - wszak któż lepiej niż on będzie dbał o _ kryterium dobra publicznego _. A stąd już tylko krok do eugeniki i mrocznych wizji państwa, które kontroluje wszystko.

Wreszcie, jeśli myślimy utylitarnie, to może w ogóle zapomnieć o walce z niepłodnością, bo z kalkulacji wynika, że te środki przeznaczone np. na leczenie cukrzyków przynoszą państwu jeszcze więcej korzyści - podobną perspektywę przyjął swego czasu minister Religa, stwierdzając, że lepiej wydawać środki na ratowanie ludzkiego życia niż na in vitro.

Zwykle narzekamy, że w publicznej debacie jest za dużo emocji i ideologii, a za mało rzeczowej _ suchej _ ekonomii. Spór o in vitro pokazuje jednak, że istnieją ważne obszary, w których lepiej pozostać przy argumentach ideologicznych i emocjonalnych niż odwoływać się do jakże zagmatwanych utylitarnych kalkulacji.

Autor jest ekonomistą specjalizującym się w zagadnieniach racjonalności,
autorem publikacji z zakresu ekonomii behawioralnej i psychologii hazardu.
Współpracuje z miesięcznikiem psychologicznym _ Charaktery _.

wiadomości
felieton
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)