Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Dzik: O feministycznej ekonomii politycznej

0
Podziel się:

Przy okazji jubileuszowej, dziesiątej Manify z okazji Dnia Kobiet, znowu mogliśmy usłyszeć od działaczek feministycznych szereg propozycji o charakterze ekonomicznym i ideologicznym.

Dzik: O feministycznej ekonomii politycznej

Niestety, wiele feministycznych postulatów cechuje daleko posunięta pogarda dla faktów czy nawet dialektyczna sprzeczność. Weźmy chociażby pomysł wprowadzenia parytetów płci - czy to na listach wyborczych, czy nawet miejsc w parlamencie.

U podstaw feminizmu leży ponoć założenie o równości kobiety i mężczyzny, o tym, że jedna płeć nie jest od innych mądrzejsza ani głupsza, gorsza, lepsza itd. Zasada parytetów jest sprzeczna z tym fundamentalnym założeniem, zakłada bowiem, że kobiety i mężczyźni stanowią dwa tak różne i skonfliktowane plemiona, iż jedyną metodą by zadbać o interesy każdego z nich są sztucznie wymuszone proporcje reprezentantów.

Parlament nie jest jednak reprezentatywną próbką populacji - wówczas musiałby być wybierany w drodze losowania. Jest zbiorem reprezentantów, którzy mają się przede wszystkim troszczyć o dobro wspólne. Parytet nie służy równości, ale wręcz przeciwnie - sankcjonuje różnice płci jako swego rodzaju _ super-kryterium _ ważniejsze od wszystkich innych różnic (studenci - emeryci, miastowi - rolnicy, biedni - bogaci, komuniści - prawicowcy itd.)

Feministyczna krytyka rzekomej dyskryminacji w pracy również bazuje na naciąganych założeniach. Przytaczając liczby w rodzaju _ kobiety zarabiają średnio aż 20 procent mniej niż mężczyźni _ pomija się fakt, że porównuje się rzeczy niezbyt porównywalne, czyli np. pracę fryzjerki z pracą górnika.

Dyskryminacja płacowa jest w dużej mierze iluzoryczna. W USA różnica w zarobkach wykształconych kobiet i mężczyzn sięga 20 proc., jeśli jednak porównamy zarobki kobiety i mężczyzny na tym samym stanowisku i w tym samym wymiarze czasu pracy różnice spadają do ledwie 2 - 3 procent. Co ciekawe, tak obliczone różnice są w USA niższe niż w Szwecji czy Norwegii, krajach które bardzo aktywnie walczą o równouprawnienie, również na drodze rozbudowanych regulacji prawnych.

Na płaszczyźnie ideologiczno-ekonomicznej postulaty feministek są jeszcze bardziej radykalne. Refundacja zapłodnienia in vitro, refundacja antykoncepcji, bezpłatne państwowe i przyzakładowe żłobki i przedszkola. Oczywiście nikt nie zadaje pytania skąd wziąć środki na ten _ bezpłatny i refundowany _ pakiet. Najlepiej ustawowo nakazać każdemu prywatnemu pracodawcy obowiązek prowadzenia bezpłatnego przyzakładowego żłobka.

Warto przy tym zauważyć, że domaganie się refundacji zapłodnienia in vitro, przy jednoczesnym żądaniu prawa do bezpłatnej aborcji i głoszeniu teorii _ mój brzuch należy do mnie _ to kolejny przykład myślenia dialektycznego. Jeśli brzuch kobiety jest jej sprawą prywatną, to nie powinien być dofinansowywany przez państwo.

Antyaborcyjni konserwatyści i proaborcyjni libertarianie są tutaj konsekwencji, feministki natomiast stosują zasadę _ niech państwo da mi kasę na wszystko czego potrzebuję i nie wtrąca się tam, gdzie go nie chcę _.

Co ciekawe, na Zachodzie, w feministycznej krytyce porządku społeczno-ekonomicznego można czasem znaleźć postulaty interesujące i warte przemyślenia, jak choćby próby wliczania w jakiś sposób pracy domowej kobiet do PKB. U nas jednak dominują argumenty najbardziej siermiężne oraz zwyczajne _ chciejstwo _.

Autor jest ekonomistą specjalizującym się w zagadnieniach racjonalności,
autorem publikacji z zakresu ekonomii behawioralnej i psychologii hazardu. Współpracuje z miesięcznikiem psychologicznym _ Charaktery _.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)