Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Dzik: Rząd boi się kryzysu. A powinien podatnika

0
Podziel się:

Zaintrygował mnie zasłyszany niedawno dziennikarski komentarz o tym, że francuscy robotnicy wyszli protestować przeciw kryzysowi.

Dzik: Rząd boi się kryzysu. A powinien podatnika

Zaintrygował mnie zasłyszany niedawno dziennikarski komentarz o tym, że francuscy robotnicy wyszli _ protestować przeciw kryzysowi _. Pomyślałem wtedy - niestety, ale bezduszny Monsieur Kryzys na pewno nie wyszedł z nimi negocjować.

Sądzę, że konstrukcja słowna _ protest przeciw kryzysowi _ to nie tylko skrót myślowy. Styl w jakim wielu polityków wypowiada się o obecnej sytuacji, faktycznie wskazuje, że postrzegają oni kryzys jako coś w rodzaju grupy terrorystycznej czy armii Hunów chcących podbić cywilizowany świat. Personifikacji kryzysu dokonał ostatnio samDonald Tuskstwierdzając, że przyszedł on do nas podstępnie...

Jeśli kryzys jest perfidnym nikczemnikiem, to nie można liczyć, że walka z nim będzie przebiegała w oparciu o racjonalne plany i trzeźwe kalkulacje. Liczą się szybkie i spektakularne gesty, których najlepszym przykładem jest ostatnia akcja rządu szukania 17 miliardów budżetowych oszczędności.

Premier szuka na gwałt pieniędzy - ogłoszono pełną mobilizację, niczym w pieśniJana Kochanowskiego _ Skujmy talerze na talery, skujmy/ A żołnierzowi pieniądze gotujmy! _. Różnica jest tylko taka, że akurat talery nie idą dla żołnierzy, ale w przeciwnym kierunku - to MON ma ponieść największe koszty łatania budżetowej dziury.

Jest oczywiste, że 17 miliardów nie uzbiera się rezygnując z odmalowania korytarzy w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego czy zamykając placówkę dyplomatyczną w Mongolii. Koszty muszą też ponieść zwykli zjadacze chleba.

Rząd, choć nie mówi tego wprost, usiłuje sugerować, że obywatele nie ucierpią bo nikt im nie obniży pensji czy emerytur. Łatwo zauważyć, że to bałamutny argument, bo choćby odłożenie na później modernizacji policji - oszczędność jaką planuje MSWiA - może bardziej uderzyć w kieszeń podatnika niż obcięcie paru złotych z jego wynagrodzenia.

Innym problemem antykryzysowej kampanii jest to, że postrzeganie kryzysu jako zła wcielonego nie pozwala dostrzec, że jest on nie tylko zagrożeniem, ale również szansą. Przykładowo - spekulanci i kredyty w CHF na 110 proc. wartość nieruchomości już nie nakręcają cen mieszkań, a żaden wykonawca nie będzie tak bezczelny by proponować wybudowanie nitki metra za sześć miliardów zł.

Zatem w wielu obszarach kryzys nie oznacza spustoszenia, ale powrót do normalności, który warto wykorzystać. Może lepiej wykonać jakąś inwestycję publiczną za miliard, nawet jeśli oznacza to przekroczenie budżetu w chudych czasach, niż lekką ręką wydać na to samo trzy miliardy gdy mamy nadwyżkę. Wystarczy rozumieć teorię wartości pieniądza w czasie, by nadmiernie nie zaciskać pasa w czasach kryzysu, ani nie szastać pieniędzmi w czasie prosperity.

ZOBACZ TAKŻE:

Nie oznacza to, że rząd ma rezygnować z oszczędności i, czerpiąc przykład z Zachodu, uruchamiać olbrzymie programy pomocowe, pompując miliardową pomoc w wybrane sektory gospodarki. Byłaby to druga strona tego samego medalu - daleka od zimnych kalkulacji paniczna reakcja na szarżujący _ Straszny Kryzys _.

W polityce antykryzysowej naprawdę powinno chodzić o jedno - poważne traktowanie wyborców. Wyborca nie jest głupi i zaakceptuje tak deficyt budżetowy (wiedząc, że poniesie później koszty jego spłaty) jak i zaciskanie pasa, jeśli będzie wiedział, że czemuś sensowemu to służy. Dla rządu byłoby zatem dużo lepiej, gdyby zamiast _ Strasznego Kryzysu _ bał się rozsądnego podatnika.

Autor jest ekonomistą specjalizującym się w zagadnieniach racjonalności, autorem publikacji z zakresu ekonomii behawioralnej i psychologii hazardu. Współpracuje z miesięcznikiem psychologicznym _ Charaktery _.

wiadomości
felieton
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)