„Wiem, że padłam ofiarą nagonki. Jeden incydent sprawił, że władze Platformy Obywatelskiej się mnie pozbyły" – powiedziała Zyta Gilowska podczas konferencji prasowej. Przedstawiamy kulisy sprawy.
Nieprawdą jest, że zrobiłam z lubelskiej Platformy Obywatelskiej "prywatny folwark"; nie mogę się więc przyznać do "błędu", czy do "grzechu" oświadczyła podczas konferencji prasowej posłanka Zyta Gilowska, która w sobotę wystąpiła z PO.
Gilowska podkreśliła, że jej syn Paweł pracował nie dla niej tylko dla Platformy, jest autorem m.in. projektu kodeksu etycznego partii i projektów stanowisk PO, które zostały później złożone w Sejmie. Zaznaczyła, że najpierw nie brał żadnych pieniędzy, a później, za ekspertyzy prawne otrzymywał ułamek tego, co płaci się na rynku.
Zaznaczyła, że nigdy nie promowała kandydatury syna na lidera lubelskiej listy PO, a projekt takiej listy jeszcze nie istnieje. Gilowska podkreśliła, że od czterech lat pracowała dla Platformy, niczego w zamian nie oczekując. Dodała, że poczuła się upokorzona skierowaniem przez władze partii do sądu koleżeńskiego sprawy zatrudniania przez nią członków rodziny w biurze poselskim.
W ten sposób PO pozbyła się lidera zajmującego się gospodarką. Tymczasem Jerzy Hausner, wiceprzewodniczący Demokratów, powiedział w Łodzi, że gdyby Zyta Gilowska, złożyła swoją deklarację do PD, byłaby potraktowana otwarcie, życzliwie i bardzo poważnie.
Przeczytaj także:
PODYSKUTUJ NA TEN TEMAT NA NASZYM FORUM