Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jarosław Jakimczyk
|

Jakimczyk: Kto decyduje o naszej polityce zagranicznej?

0
Podziel się:

Jesteśmy świadkami kolejnej odsłony w rywalizacji między prezydentem i MSZ o prymat w polityce zagranicznej Polski.

Jakimczyk: Kto decyduje o naszej polityce zagranicznej?

Jesteśmy świadkami kolejnej odsłony w rywalizacji między prezydentem i MSZ o prymat w polityce zagranicznej Polski. Tym razem nie chodzi już o przepychanki dotyczące polityki kadrowej polskiej dyplomacji, lecz o sprawy znacznie większej wagi, bo do takich zaliczają się niepodległość i integralność terytorialna państw trzecich, z którymi Rzeczpospolita Polska utrzymuje lub dopiero zamierza nawiązać oficjalne stosunki dyplomatyczne.

Jak zawsze w tego typu sytuacjach każdy ruch ze strony władz winna poprzedzić roztropna analiza oparta na rzetelnej informacji pochodzącej zarówno ze źródeł dyplomatycznych jak i wywiadowczych. W przeciwnym wypadku prawdopodobieństwo wywołania efektu domina z niepożądanymi dla racji stanu RP skutkami w polityce zagranicznej gwałtownie rośnie.

Tym gorzej, gdy ze strony władz państwa zajmującego stanowisko w materii budzącej najpoważniejsze kontrowersje na arenie międzynarodowej zaczynają płynąć sprzeczne sygnały jak w sprawie uznania niepodległości Kosowa przez Polskę. Nie ulega wątpliwości, że skomplikowana i budząca największe emocje sytuacja na Bałkanach nie pozostawiała dyplomatom pola manewru na podjęcie decyzji, która zadowoliłaby obie strony serbsko-albańskiego konfliktu o Kosowo.

Zwłaszcza, że jest to jeden z tych sporów, w których państwa uzurpujące sobie prawo do występowania w roli arbitra, chętnie przystają na wyciąganie z żaru gorących kartofli cudzymi rękami. Pewne jest wszak, że lepiej, by było, gdyby rząd i prezydent darowali sobie roztrząsanie przy podniesionej kurtynie za i przeciw w kwestii niepodległości Kosowa, a opinia publiczna otrzymała wyłącznie jeden spójny i jasny komunikat będący efektem zamkniętej dyskusji między obu ośrodkami władzy.

Aby wilk był syty i owca cała, zawsze można było dokonać przecieku kontrolowanego pokazującego zakulisowe rozterki towarzyszące podejmowaniu bolesnej dla Serbów decyzji. Zamiast tego zostaliśmy zmuszeni do podziwiania demonstracji hamletyzmu polskich polityków.

Pół biedy, gdyby tylko na tym się skończyło. Prezydent jednak najwyraźniej nie mógł poprzestać na wyrażeniu uzasadnionej skądinąd troski o wpływ uznania niepodległości Kosowa przez Warszawę na wizerunek naszego kraju wśród części Słowian bałkańskich, postanowił zaskoczył społeczność międzynarodową oświadczeniem, że Polska uznaje integralność terytorialną Azerbejdżanu ergo kwestionuje prawa Armenii do Górnego Karabachu (ormiańskiej enklawy, która w 1992 r. ogłosiła niepodległość i na drodze wojny oderwała się od państwa azerskiego).

Okazją do tej nieoczekiwanej deklaracji stała się dwudniowa wizyta w Polsce prezydenta Azerbejdżanu Ilhama Alijewa. Republika Górskiego
Karabachu nie jest uznawana przez żadne państwo w świecie, nawet przez Armenię. Stosunki polsko-azerskie uznawane są w ostatnich latach przez Warszawę za strategiczne ze względu na nadzieje, jakie polscy politycy pokładają w kaspijskich złożach ropy i gazu należących do Azerbejdżanu.

Oczekiwania oczekiwaniami, ale dobrze byłoby, gdyby MSZ i polski ambasador w Baku (w Erewanie nie mamy ambasady) nie dowiadywał się o stanowisku prezydenta z serwisów agencyjnych. Takie zdarzenia przypominają bowiem zapomnianą już oficjalną wizytę w Pakistanie PSL-owskiego marszałka Senatu Adama Struzika (1993-97), który wprawił w zdumienie świat ogłaszając ku uciesze gospodarzy i całkowitemu zaskoczeniu sąsiednich Indii prawo Kaszmiru do samostanowienia.

Ufam, że wypowiedź Lecha Kaczyńskiego na temat Górnego Karabachu była li tylko projekcją nadziei na uzyskanie przez Polskę dostępu do azerskich surowców energetycznych. I że nie sprowokowali jej nadmiernie ambitni doradcy prezydenccy, którzy pragnąc przypodobać się głowie państwie po uznaniu przez rząd niepodległości Kosowa, wykorzystali okazję, by utrzeć nosa ważniakom z MSZ pokazując im, że prezydent też ma istotny wpływ na politykę zagraniczną naszego kraju.

Autor jest dziennikarzem i od wielu lat specjalizuje się w tematyce bezpieczeństwa narodowego

wiadomości
felieton
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)