W sklepie "Biedronki" w tym mieście kobieta pracowała jako kasjer -sprzedawca przez ponad 5 lat. Mówi, że choć płacono jej za 6 godzin pracy, to faktycznie spędzała w sklepie co najmniej 11 godzin dziennie. Siedziała przy kasie, ale także, jak jej koleżanki, sprzątała, układała towar na półkach i rozładowywała tiry.
Za tysiące nadgodzin Bogusława Taurogińska domaga się przed sądem prawie 55 tysięcy złotych.
Pełnomocnik kobiety, mecenas Lech Obara zapowiada, że będzie walczył o to, by sąd uwzględnił wszystkie nadliczbowe godziny pracy. Jego zdaniem, nie płacenie za pracę to przestępstwo i nie można tu mówić o przedawnieniu części roszczeń.