Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jarosław Jakimczyk
|

Kto pociąga za sznurki poruszając marionetkami w teatrzyku służb specjalnych, w którym widać tylko cienie żywych istot skrywających się za tarczą przepisów o tajemnicy państwowej?

0
Podziel się:
Kto pociąga za sznurki poruszając marionetkami w teatrzyku służb specjalnych, w którym widać tylko cienie żywych istot skrywających się za tarczą przepisów o tajemnicy państwowej?

Szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Andrzej Barcikowski po odejściu z polityki - co pewnie nastąpi po jesiennych wyborach parlamentarnych - będzie mógł starać się o pracę jako wróżka. Barcikowski, który w latach 80. pracował jako analityk w Komitecie Centralnym PZPR, dowiódł ostatnio, że przewiduje przyszłość przynajmniej jeden, dwa dni wprzód. Ujawnił tę parapsychologiczną zdolność zwalniając "za pięć dwunasta" ze służby jednego ze swych najlojalniejszych współpracowników. Chodzi o płk. Ryszarda Bieszyńskiego, do niedawna dyrektora Departamentu Postępowań Karnych, a wcześniej Zarządu Śledczego UOP.

Ten były oficer komunistycznej SB w lutym 2002 r. odegrał kluczową rolę w wydarzeniach, które doprowadziły do powołania komisji śledczej ds. PKN Orlen. Okoliczności zatrzymania w tamtym czasie przez UOP prezesa płockiego koncernu Andrzeja Modrzejewskiego niezależnie od komisji śledczej bada Prokuratura Okręgowa w Katowicach. Jej ustalenia okazały się brzemienne w skutki dla płk. Bieszyńskiego. Obciążyli go bowiem zeznając jako świadkowie Katarzyna Kalinowska, prokurator prowadząca śledztwo przeciwko Modrzejewskiemu, Zygmunt Kapusta, wówczas szef Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, i Jerzy Łabuda, w owym czasie stołeczny prokurator okręgowy. Mówili oni wprost, że to służby specjalne naciskały na zatrzymanie Modrzejewskiego. Bieszyński miał w tej sprawie kilkakrotnie dzwonić do warszawskiej prokuratury. Wersję tę potwierdziło kilku funkcjonariuszy służb specjalnych, których również przesłuchał prokurator z Katowic.

We wstępnej wersji raportu komisji śledczej ds. PKN Orlen czytamy:
"(…) Ryszard Bieszyński polecił płk. Krzysztofowi Giersowi (naczelnikowi Wydziału II Zarządu Śledczego UOP - przyp. JJ) wysłanie kpt. Jarosława Dąbrowskiego (z Zarządu Śledczego UOP - przyp. JJ) do Prokuratury Okręgowej po odbiór nakazu zatrzymania Andrzeja Modrzejewskiego. Należy podkreślić, że jak wynika z zeznań kpt. Jarosława Dąbrowskiego, Krzysztof Giers przekazał mu to polecenie stwierdzając, że "Kalinowska dostała opieprz i poszła wypisywać nakaz doprowadzenia i zarządzenie
o zatrzymaniu"."
Jak widać, nadgorliwego pułkownika pogrążyły zeznania świadków złożone przed dwoma organami: prokuraturą i sejmową komisją śledczą.

Z dzisiejszej perspektywy wydaje się, że odejście płk. Bieszyńskiego ze służby w ABW było tylko kwestią czasu. Trzeba wszak pamiętać, że do drugiej połowy ubiegłego tygodnia praktycznie nikt poza prowadzącym śledztwo prokuratorem z Katowic i jego bezpośrednim zwierzchnikiem nie miał prawa wiedzieć o planie postawienia zarzutów szefowi Departamentu Postępowań Karnych ABW. On sam zaś decydując się odejść z Agencji dzień przed przesłuchaniem w katowickiej prokuraturze dowiódł jedynie, że czuł się winny i bał się grożących mu konsekwencji służbowych oraz finansowych. Gdyby bowiem odczekał jeden dzień i raport o zwolnienie ze służby złożył mając już postawione zarzuty, nie byłby żegnany przez szefa ABW z honorami. Nie uzyskałby ponadto świadczeń socjalnych na korzystnych warunkach. ABW z kolei nie mogłoby wykręcać się sianem tłumacząc - jak teraz - że nie będzie komentować tego, co stało się nazajutrz po odejściu płk. Bieszyńskiego ze służby.

Reasumując, cała sytuacja wygląda tak jakby minister Andrzej Barcikowski zmuszony był uprawiać żałosną groteskę próbując daremnie ratować swych podwładnych skompromitowanych przestępczymi działaniami. Dziwna to postawa, bo chodzi o przestępstwa popełnione przez funkcjonariuszy służb specjalnych, jeszcze zanim Barcikowski przyszedł do pracy w UOP. Ciekawe, czy szef ABW pytany o motywy swego postępowania odpowie cytując słowa płk. Bieszyńskiego wypowiedziane już po komunikacie katowickiej prokuratury o postawieniu mu zarzutów: „Mój honor i ambicja sprawiły, że podjąłem taką suwerenną decyzję". Jaki sufler podpowiada kwestie aktorom ze sceny przy Rakowieckiej 2a?

Autor jest dziennikarzem tygodnika "Wprost"

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)