Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jarosław Jakimczyk
|

Lekcja geopolityki po turecku

0
Podziel się:

Polska powinna śladem Turcji dążyć do optymalnego wykorzystania swego położenia geopolitycznego przekształcając się w korytarz tranzytowy surowców energetycznych z Rosji i republik środkowoazjatyckich na Zachód.

Lekcja geopolityki po turecku

Za kilka tygodni być może zakończy swą roczną działalność gabinet Marka Belki.
Nie rozwiązał on żadnego z żywotnych problemów z zakresu bezpieczeństwa energetycznego Polski (wzmocnienie pozycji Skarbu Państwa w strukturze własnościowej Naftportu poprzez ograniczenie udziału cypryjskiej firmy J&S Service & Investment w kapitale zakładowym gdańskiej spółki wiosny nie czyni).

Jeśli Sejm – czego nie można wykluczyć – sam nie rozwiąże się w dniu 5 maja i obecny rząd przetrwa aż do jesieni, dalsze zmiany w tym sektorze gospodarki sprowadzą się głównie do wprowadzenia na giełdę akcji grupy Lotos i najprawdopodobniej też PGNiG. Jeśli natomiast chodzi o zmiany związane z budową nowej infrastruktury do transportu surowców energetycznych, będzie to raczej czas stracony.

Sytuacja może się nawet pogorszyć pod względem zabezpieczenia interesów państwa, jeżeli ziści się przygotowany przez Ministerstwo Skarbu scenariusz procesu prywatyzacyjnego PGNiG (przewiduje on np., że polski odcinek rurociągu jamalskiego nie będzie wniesiony do wyłączonej z planów prywatyzacji spółki PGNiG-Przesył, lecz pozostanie własnością prywatyzowanej spółki-matki).

Co zatem w tej strategicznej dla całej gospodarki narodowej sferze powinien przedsięwziąć nowy rząd po wyborach parlamentarnych?

Po pierwsze zainicjować działania zmierzające do budowy pierwszego w Polsce morskiego terminalu na gaz płynny (LNG) z wykorzystaniem modelu finansowania publiczno-prywatnego (PPP).
Bez własnego terminalu LNG przy istniejącej obecnie infrastrukturze do transportu gazu jesteśmy całkowicie zależni od dostaw z jednego de facto wschodniego kierunku (nawet jeśli PGNiG poprzez Ukrainę sprowadza do Polski gaz środkowoazjatycki, obojętnie turkmeński, kazachski czy uzbecki, to i tak płynie on do nas rurami Gazpromu).
Pod tym względem mamy nieporównywalnie korzystniejszą sytuację, jeśli chodzi o ropę naftową: dzięki terminalowi należącemu do Naftoportu w Gdańsku w każdej chwili można sprowadzić do kraju potrzebny surowiec.

Pieniądze, które Naftoport zarabia od kilku lat na reeksporcie milionów ton ropy kupowanej na Wschodzie przez firmę J&S Service & Investment, powinny być konsekwentnie przeznaczane na dalszą modernizację i rozbudowę terminalu. Jego zwiększone moce przerobowe mogą okazać się na wagę złota, jeśli – na co wskazywać mogą ostatnie rozmowy z nowymi władzami w Kijowie - dojdzie do przedłużenia z Ukrainy przez Płock aż do Gdańska rurociągu Odessa-Brody.

Optymalnym modelem finansowania tego przedsięwzięcia wstępnie wydaje się również PPP, który pewnie równie dobrze można byłoby zaaplikować, gdyby - jak ostatnio można usłyszeć – przeważył wariant B, w którym rura z kaspijską ropą zostanie skierowana przez Polskę do Niemiec zamiast nad Zatokę Gdańską.

Jeżeli jednak z ropy kaspijskiej płynącej przez terytorium Polski miałyby również korzystać takie kraje jak Niemcy czy Francja, dyplomacja Rzeczypospolitej Polskiej powinna wykorzystać tę okoliczność jako argument przetargowy do nacisku na Berlin i Paryż, aby pomogły one zmusić Moskwę do budowy potrzebnej nam drugiej nitki gazociągu jamalskiego.
Gazprom pierwotnie zobowiązał się do budowy tej infrastruktury, jednak zwolnił go z tego brzemienia w 2002 r. wicepremier Marek Pol renegocjując podczas wizyty w Rosji wcześniejsze umowy. Efekt jest taki, że zarabiamy za mało na tranzycie gazu i co gorsza mamy za dużo tego surowca z Rosji jak na nasze techniczne możliwości odbioru.

W pewnej mierze efektem fatalnej w skutkach decyzji Marka Pola jest przygotowany przez Rosjan plan budowy podmorskiego gazociągu, który idąc po dnie Bałtyku w kierunku Niemiec omijałby Polskę łukiem. Niemieckie firmy zgłosiły już gotowość udziału finansowego w tej inwestycji.

Nowy polski rząd, który powstanie najpóźniej w październiku, powinien w rozmowach z niemieckimi politykami i szefami największych korporacji postawić sprawę jasno: zgoda na zwiększanie obecności kapitału z Niemiec w kluczowych sektorach polskiej gospodarki pod warunkiem wycofania się z budowy podbałtyckiego gazociągu, szkodliwego z naszego punktu widzenia.

Krajem, który – jak wynika ze styczniowego raportu Ośrodka Studiów Wschodnich - modelowo wykorzystał swoje strategiczne położenie na skrzyżowaniu międzynarodowych dróg transportu ropy i gazu, jest Turcja systematycznie modernizująca i rozbudowująca infrastrukturę (ropo- i gazociągi, terminale morskie, linie kolejowe) energetyczną.

Zmieniające się rządy w Ankarze uznały bowiem, że ich kraj, który importuje 95 proc. konsumowanej ropy i 97 proc. takiegoż gazu (z czego aż 70 proc. pochodzi aż z Rosji), stanie się korytarzem tranzytu surowców energetycznych ze Wschodu do krajów Unii Europejskiej. Możliwość decydowania, czyje surowce w pierwszej kolejności trafią do odbiorców, umocniło pozycję negocjacyjną Turków wobec Rosjan.

Interes narodowy Polski wymaga, by nie dopuścić do przekształcenia Morza Bałtyckiego w wewnętrzne jezioro Rosji służące do eksportu jej surowców energetycznych.

Tymczasem kolejne posunięcia rosyjskie świadczą, że Kreml dąży do osiągnięcia tego celu. Służyć temu ma zarówno rozbudowa konkurencyjnego dla naszego Naftportu terminalu w Primorsku (według sygnałów nadchodzących z Moskwy miejscowym władzom zależy, żeby firma J&S Service & Investment reeksportowała ropę tamtejszym korytarzem zamiast przez Gdańsk), jak i wspomniany plan położenia gazociągu pod Bałtykiem. Przyglądając się temu biernie pozwalamy by ominął nas strumień finansowy i godzimy się na marginalizację polityczno-gospodarczą naszego państwa kosztem wzmocnienia pozycji Rosji i Niemiec.

Autor jest dziennikarzem tygodnika "Wprost"

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)