Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Rafał Wójcikowski
|

Nie dam procenta na organizacje pożytku publicznego

0
Podziel się:

Obecnie rozkręca się akcja przekazywania 1% podatku PIT na tego typu organizacje. Skoro Skarb Państwa nie potrzebuje tego 1% PIT w celu pokrycia wydatków budżetu, to może tak oddałby te pieniądze obywatelom z powrotem do kieszeni, a nie urządzał igrzyska wymuszonej dobroci.

Nie dam procenta na organizacje pożytku publicznego

Podobno w krajach Zachodu już dawno przekonano się, iż działalnością charytatywną nie powino zajmować się państwo i jego pochodne jak organizacje – molochy, równie czułe i wrażliwe na ludzkie cierpienia i problemy jak skały w Ojcowie. Od pomagania bliźnim są ... inni bliźni – niczym nie przymuszani, dobrowolnie zrzeszający się ku realizacji wspólnej idei bezinteresownej pomocy.

Z reguły takie organizacje swoim obszarem obejmują najbliższe otoczenie pomagających oraz tym którym się pomaga i są taką swoistą formą wspierania i samopomocy, istniejącej pod patronatem lokalnego samorządu na poziomie wsi czy osiedla, parafialnej organizacji religijnej, koła gospodyń domowych, czy stowarzyszenia myśliwych. Taka samopomoc, prawie nieznana w Polsce, jest bardzo efektywną formą filantropii i pomocy społecznej.

Po pierwsze, dociera do potrzebujących pomocy – co oznacza niski poziom marnowania środków oraz szybkość pomocy, a kto szybko daje – ten dwa razy daje. Jak to wygląda w systemie biurokratycznym – sami Państwo wiecie. Znaczna część jest rozkradana, druga część marnotrawiona, a resztki trafiają z opóźnieniem i nie do końca efektywnie – często działają nie jako przysłowiowa wędka, ale jak przeterminowana i niemile pachnąca ryba.

Po drugie, obdarowujący czuje i widzi efekty swojej filantropii, co daje mu poczucie sensu i spełnienia w jej czynieniu. Nic tak bowiem nie zniechęca i nie denerwuje uczciwego człowieka, jak fakt, iż jego wysiłek ku pomocy został zmarnowany, rozkradziony, lub nie dotarł na czas, a laury za pomoc zbiera nie darczyńca lecz jakiś telewizyjny gwiazdor stojący na czele fundacji, stowarzyszenia, czy innego małego, średniego, czy też dużego Pałacu.

W socjalizmie nikt z nas nie widzi efektu swojego poświęcenia, nie widzi efektów swojego płacenia wysokich podatków, z których później jacyś anonimowi „biedni” otrzymują bony żywnościowe czy dopłaty do mieszkania. Tym bardziej, że potrzebujący pomocy, mieszkający za ścianą sąsiad nadal nic nie otrzymuje, bowiem państwo wydało decyzję o pomocy jakiemuś ośrodkowi pomocy społecznej 400 km stąd.

Po trzecie, wytwarza się więź pomiędzy obdarowanym a obdarowującym. Biedny wie, kto mu pomógł, dlaczego, i ile wysiłku kosztowała pomoc. Wie, że otrzymał ją z dobrej woli i że może na kogoś liczyć. W przyszłości, gdy mu się poprawi materialnie, to sam będzie chciał pomagać, pomny własnego doświadczenia życiowego. W systemie socjalistycznym pomoc „się należy”, nie trzeba za nią dziękować, nie trzeba jej efektywnie wykorzystywać, ba można ją zmarnować. I tak ten, który pomaga nie robił tego z dobroci serca, tylko pod prawnym przymusem. Za co mu dziękować? Niech buli te podatki, jak jest frajerem.

W Polsce większość organizacji charytatywnych, to nie są lokalne organizacje o charakterze samopomocowym. U nas trwa dziwna moda na wielkie twory pseudo-filantropijne w rodzaju ogólnopolskich fundacji czy stowarzyszeń, z całym etatowym zapleczem administracyjno-medialnym. Z reguły ich działalność filantropijna to zaledwie wierzchołek góry lodowej ciemnych biznesów i interesów skrytych pod taflą ciemnego oceanu. To ogromne koszty funkcjonowania, lobbing, układy medialne, sponsoring publiczno-prywatny. To tzw. styk prywatnego z publicznym.

Obecnie rozkręca się akcja przekazywania 1% (nie punktu procentowego) podatku PIT na tego typu organizacje. Osobiście nie rozumiem tej akcji, nie widzę bowiem żadnej korzyści dla obywateli z jej przeprowadzenia, a krzyk medialny wokół niej, każe mi być wyjątkowo ostrożnym. Otóż 1% to niewiele jak na sumy, które połyka nam fiskus, ale ogromnie dużo jak powód do rozpoczęcia walki o te skrawki pomiędzy tzw. organizacjami pożytku publicznego.

Skoro Skarb Państwa nie potrzebuje tego 1% PIT w celu pokrycia wydatków budżetu, to może tak oddałby te pieniądze obywatelom z powrotem do kieszeni, a nie urządzał igrzyska wymuszonej dobroci. A jeśli jednak są one potrzebne właśnie na pomoc społeczną, to czuję, że Skarb Państwa i tak znajdzie w mojej kieszeni (i innych obywateli też) ten brakujący 1% w postaci innych podatków, czy też zwiększenia długu publicznego, a ja dodatkowo sfinansuję zabawę w postaci utrzymywania kilkuset „organizacji pożytku publicznego”.

De facto jest to więc, moim zdaniem, ukryta forma obowiązkowej składki na dobroczynność. Taki mikro-ZUS-bis, nie mamy bowiem kontroli nad sposobem wydania naszych pieniędzy, możemy tylko wybrać kto je wyda z wąskiej grupy dopuszczonych „sprawiedliwych”. To już lepiej zostawić ten 1% Skarbowi Państwa i mieć nadzieję, że dzięki temu dług publiczny nie przyrośnie tak szybko albo inne podatki zostaną podniesione nieco wolniej. Po co z publicznych pieniędzy utrzymywać setki dziwnych organizacji, które tak bardzo do swoich szlachetnych (przynajmniej w swoich statutach) celów działania potrzebują danin obowiązkowych a nie dobrowolnych datków?

Autor jest doktorem nauk ekonomicznych i wykładowcą w Instytucie Zarządzania Politechniki Łódzkiej.

pit
podatki
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)