Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Niemieccy rolnicy proszą o Polaków

0
Podziel się:

Niemieckim władzom nie powiódł się zamiar zastąpienia 20 procent cudzoziemskich pracowników miejscowymi bezrobotnymi.

Niemieccy rolnicy proszą o Polaków
(PAP/Mirosław Trembecki)

Niemieckim władzom nie powiódł się zamiar zastąpienia 20 procent cudzoziemskich pracowników miejscowymi bezrobotnymi. Uchylają się oni bowiem od pracy, co przynosi straty niemieckim rolnikom. Wciąż potrzebni są tam Polacy. Jednak przed skorzystaniem z oferty wyjazdu za granicę, uważać trzeba na oszustów. Polskich oszustów.

Szef niemieckiej Agencji Pracy Frank Juergen Weise zagroził karaniem bezrobotnych - donosi "Nasz Dziennik". Mają być oni kierowani do najgorzej płatnej pracy. Wiese dodał, że plan zastąpienia cudzoziemskich pracowników spalił na panewce.

Z sytuacji szczególnie niezadowoleni są niemieccy rolnicy, którym brakuje rąk do pracy. Zarzucają oni władzom, że swymi decyzjami dodatkowo zmniejszą zbiory, zniszczone już przez suszę. Rolnicy twierdzą, że z góry wiedzieli, iż rządowy plan się nie uda, bo mieli już złe doświadczenia z zatrudnianymi u nich bezrobotnymi.

Większość cudzoziemskich pracowników, zatrudnionych w niemieckim rolnictwie, to głównie Polacy. Cała sprawa pokazuje więc, że ta gałąź gospodarki nie może bez nich funkcjonować.

Jednak szukając ofert zatrudnienia w Niemczech wskazana jest rozwaga. Jak pisze "Gazeta Wyborcza" jedna z firm obiecując dobrze płatną pracę w Niemczech, zatrudnia za grosze setki robotników w zakładach masarskich w Polsce.

Ogłoszenie drobne w gazecie: "Kobiety do pakowania mięsa zatrudni w Niemczech polska firma mięsna". ZOBACZ TAKŻE:

"Ta firma, wabiąc dobrze płatnymi zarobkami na Zachodzie, szuka taniej siły roboczej do pracy w Polsce" - ostrzega Barbara, jedna z oszukanych kobiet.

Jak opowiada, zatrudniła się, bo proponowali na czas szkolenia hotel przy zakładzie i 5,25 złotych za godzinę, a później wyjazd do Niemiec. Kobieta jednak nie dostała ani grosza, o wyjeździe za granicę nie ma mowy. Nie podpisano z nią żadnej umowy, nie pytano nawet o badania lekarskie. Zamiast hotelu robotniczego był wynajęty dom 30 kilometrów od Pszczyny, skąd o świcie pracownicy dojeżdżali do masarni. Po 11 godzin dziennie pracowali w chłodniach w temperaturze 2 stopni powyżej zera. Kobiety nosiły skrzynie ważące po 30 kilogramów.

Jak pisze "Wyborcza", w identyczny sposób West-Pol werbuje do 12 masarni w całej Polsce. Ich właściciele są zdziwieni rzekomym organizowaniem przez firmę szkoleń przed wyjazdami do Niemiec.

"Podpisaliśmy umowę na rozbiór mięsa. West-Pol zobowiązał się wykonać te prace i za to im płacimy. To oni zatrudniają pracowników. O pracy w Niemczech nic nie wiemy" - twierdzi przedstawicielka zakładów w Pszczynie, gdzie pracowały kobiety.

Co na to West-Pol? "Nie potrafię powiedzieć, ile osób ostatnio wyjechało do Niemiec, bo po przeszkoleniu nie wszyscy chcą jechać" - utrzymuje kierownik działu personalnego West-Polu.

Byłe pracownice chcą pozwać firmę do sądu.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)