Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Andrzej Zwoliński
|

Noga: Jestem za selekcją uczelni. Nie ratujmy ich na siłę

0
Podziel się:
Noga: Jestem za selekcją uczelni. Nie ratujmy ich na siłę

W czasie kryzysu i niżu demograficznego jedynym wyjściem dla niepublicznego szkolnictwa wyższego jest łączenie uczelni - uważa minister nauki i szkolnictwa wyższegoBarbara Kudrycka. Czy taka konsolidacja placówek publicznych z niepublicznymi ma sens?

Prof. Marian Noga, były rektor Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu, *członek Rady Polityki Pieniężnej: *Konsolidacja tak, ale łączenie uczelni publicznych z prywatnymi, moim zdaniem, nie ma sensu. Łączenie uczelni prywatnych jest nieuniknione, czy mamy do czynienia z kryzysem, demografią i spadkiem liczby studentów czy też nie. Konsolidacja lub redukcja prywatnych szkół wyższych muszą nastąpić, bo po prostu mamy za dużo uczelni. Jest ich ponad 300. Wszystkie uczelnie razem kształcą około 2 mln studentów, co jest liczbą zbliżoną do ilości studentów w Niemczech, przy dwukrotnie większej populacji naszych zachodnich sąsiadów. Już tylko te dane są bardzo wymowne. Ze szkołami wyższymi jest jak z muzyką. Muzykę dzielimy na rockową, klasyczną czy popową, a tak naprawdę mamy do czynienia z muzyką dobrą lub złą. Nie mówmy o uczelniach publicznych i prywatnych, ale o dobrych i kiepskich.

Nie łączyć więc i pozwolić im upadać?

Jestem zwolennikiem mechanizmów rynkowych, niech uczelnie prywatne łączą się i tworzą na przykład holdingi. Tak jak to się odbywa w przypadku firm czy spółek. Niech decyduje o tym rynek, a nie urzędnicy, którzy będą wskazywać, które publiczne szkoły wyższe mają wchłonąć wybrane uczelnie niepubliczne. Trzeba pamiętać o tym, że przejmowanie uczelni to przejmowanie na siebie dodatkowych kosztów. Nie upieram się, że liczba 300. placówek powinna być zmniejszona, dajmy na to o połowę, powinna o tym decydować wolna konkurencja.

Co ze studentami, tych uczelni, które upadną, a którzy nie ukończą edukacji? Z drugiej strony nie obawia się Pan, że znajdą się szkoły, które będą ich przyciągać oferując im dyplomy przy minimum wysiłku?

Myślę, że studenci wybierając uczelnię doskonale zdają sobie sprawę z jej poziomu. To już nie te czasy, że decydowano się na szkołę, która za czesne po prostu rozdawała dyplomy. Dzisiaj młodzi ludzie znacznie częściej idą na studia by się czegoś dowiedzieć, a nie tylko po to by podsuwać indeksy do podpisu. Wybierając kiepską uczelnię ludzie muszą zdawać sobie sprawę z wartości uzyskanego później dyplomu, tak samo z tego, że taka _ kiepska _ uczelnia może po postu nie przetrwać. Wybierają uczelnię na własną odpowiedzialność. Co do poziomu to myślę, że selekcja odsieje te gorsze, a dodatkowo wymusi podnoszenie poziomu kształcenia.

Co z publicznymi uczelniami, ich budżet także w dużym stopniu zależy od tych studentów zaocznych, którzy płacą za naukę.

Oczywiście one też mogą popaść w tarapaty. Z drugiej strony to dobrze, gdy jeśli władze takiej uczelni będą sobie zdawały sprawę z tego, że ich publiczny status nie zawsze zapewni im finansowanie. One też w jakimś stopniu muszą podlegać prawom rynku i starać się przyciągnąć studentów, podnosząc poziom nauczania.

Minister Kudrycka mówi *też **o konieczności podnoszenia poziomu kształcenia. Jak to zrobić? *

Pracownicy naukowi na uczelniach publicznych podlegają pewnym rygorom jeżeli chodzi o zdobywanie stopni naukowych. Ta konieczność ustawicznego kształcenia się, podnoszenia swoich kwalifikacji powoduje, że poziom ich pracy ze studentami jest wyższy. Wykładowcy powinni więc pracować naukowo. Druga kwestia to pewnego rodzaju temat tabu, który się przemilcza, chodzi o starszych pracowników naukowych, adiunktów, którzy przekształcili się w starszych wykładowców. Uważam, że powinno się zmienić limity, jeżeli chodzi o ich liczbę. Teraz minimum 20 procent składu katedry to właśnie ci starsi wykładowcy. Ministerstwo mogłoby zmniejszyć ten limit do 10 procent lub w ogóle znieść taki wymóg. To w jakiś sposób zintensyfikowałoby wymianę kadry na młodszą, dokonania pewnej swego rodzaju rewolucji na uczelniach.

Jak wykładowca, który pracuje na kilku etatach ma jednocześnie podnosić swoje kwalifikacje pracując naukowo?

Sprawa rozbija się o pieniądze, jeżeli wykładowca zarabiałby odpowiednio na jednej uczelni nie szukałby możliwości dorobienia gdzie indziej. Tutaj nawet nie trzeba nic zmieniać. Jeżeli chodzi o uposażenia na uczelniach to mamy do czynienia z dość szerokimi widełkami. Wystarczy, że naukowcom będzie płaciło bliżej górnej granicy i myślę, że nie będą musieli szukać etatów gdzie indziej.

wiadomości
wywiad
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)