Kwaśniewski i Bush często podkreślają łączącą ich przyjaźń, jednak - pisze Andrzej Walentek - nie przynosi to Polsce specjalnie dużych profitów. Kwaśniewski włączył nasz kraj w koalicję antyterrorystyczną. Potem, w imię przyjaźni z Ameryką, Polska naraziła się europejskim potęgom - Francji i Niemcom - i poparła atak na Irak. Europie naraziliśmy się także podejmując strategiczne decyzje gospodarcze - kupując za miliardy dolarów amerykańskie myśliwce F-16, czy samoloty pasażerskie amrykańskiego Boeinga, a nie europejskiego Airbusa. Zakup F-16 miał spowodować, że do naszego kraju napłyną szerokim strumieniem amerykańskie inwestycje. Same inwestycje offsetowe (związane z zakupem samolotów) miały wynosić ponad sześć miliardów dolarów. Ale tak się nie stało. USA pod względem inwestycji ulokowanych nad Wisłą zajmują trzecie miejsce za Francją i Holandią.
Od sierpnia 2003 r. cała iracka operacja kosztowała budżet MON około 800 mln zł. W zamian amerykański sojusznik zmniejszył pomoc dla polskiej armii. W tym roku otrzymany z USA sprzęt wojskowy wart jest 68 mln dolarów, w przyszłym będzie to już tylko 32 mln USD. Niewiele więc dało 170 spotkań, które w ostatnich dziesięciu latach Aleksander Kwaśniewski odbył z amerykańskimi politykami i biznesmenami. Obaj kandydaci do fotela po Aleksandrze Kwaśniewskim oczekują od Ameryki więcej.
Zwycięzca pierwszej tury wyborów prezydenckich Donald Tusk podkreśla, że strategiczne partnerstwo z USA wymaga większej stanowczości w osiąganiu korzyści dla Polski. Lech Kaczyński twierdzi, że relacje z Ameryką trzeba sformalizować, zawierając korzystne dla nas umowy o gospodarczej i militarnej współpracy.
iar/żw/pul
