Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na
Jan Osiecki
|

Woźniak: Gdyby nie ryż, bylibyśmy jak Chińczycy

0
Podziel się:

Minister gospodarki przyznał Money.pl, że rząd nie ma pomysłu, jak przyciągnąć atrakcyjnych inwestorów.

Woźniak: Gdyby nie ryż, bylibyśmy jak Chińczycy
(PAP/ Andrzej Wiktor)

Minister gospodarki Piotr Woźniak przyznał Money.pl, że rząd nie ma pomysłu, jak przyciągnąć inwestorów z sektora usług, rozwoju nauki i wysokich technologii.

Inwestorzy cenią Polskę przede wszystkim ze względu tanią siłę roboczą i dlatego najchętniej lokowane w naszym kraju są fabryki - wynika z raportu firmy doradczej Ernst&Young. A trzeba się liczyć z tym, że za kilka lat zostaną one przeniesione tam, gdzie siła robocza będzie tańsza.

"Mamy bardzo wysoki stopień inwestycji notowany w Polsce od 2006 roku. Za zeszły rok ten wzrost wyniósł 16,5 proc. Takich wyników nie mieliśmy do tej pory" - cieszy się minister gospodarki Piotr Woźniak.

_ W zeszłym roku, według raportu Ernst&Young, powstało u nas 150 nowych firm, które dały pracę przeszło 31 tys. osób. Z tym, że ponad 20 tys. to miejsca przy taśmie w fabrykach. _

Nie wspomina jednak o strukturze inwestycji. Już za kilka lat może się okazać, że dzisiejsi robotnicy zatrudnieni w zachodnich koncernach, będą bezrobotnymi.

"To może się wydarzyć w perspektywie kilku lub kilkunastu lat" - przyznaje minister gospodarki. "Na razie jednak nie ma powodów do niepokoju" - uspokaja.

Póki co, wszystko wskazuje na to, że Polska stała się Chinami Europy.

Według raportu Ernst & Young Polska jest na 7. miejscu pod względem atrakcyjności inwestycyjnej. Tyle tylko, że Europa Zachodnia dostała "lepsze" inwestycje. Tam przede wszystkim lokuje się usługi i laboratoria naukowe. Tymczasem Polska była na drugim miejscu po Chinach pod względem inwestycji produkcyjnych. A to oznacza, że inne kraje przenoszą do nas inwestycje, które są dla nich nieopłacalne.

"Według teorii globalizacji produkcja przemysłowa jest wypychana z krajów rozwiniętych do tzw. państw peryferyjnych lub półperyferyjnych. Czyli, nazywając rzecz po imieniu, miejsc, które są rezerwuarem taniej siły roboczej dla bogatych społeczeństw" - podkreśla doktor socjologii Grzegorz Makowski z Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego.

_ W niektórych regionach Polski inwestorzy mają problemy ze znalezieniem chętnych do pracy, ponieważ oferują minimalne stawki. W innych firmach, robotnicy, tak jak np. w Fiacie, pracownicy domagają się pensji na poziomie oferowanych przez firmy matki. A to może oznaczać przyśpieszenie decyzji o przeniesieniu produkcji dalej na wschód od Bugu. _ Kraje bogate w ostatnich latach inwestują przede wszystkim w rozwój technologii. Nie dość, że jest to inwestycja ekologicznie czysta, to przynosi jeszcze wielokrotnie większe zyski niż produkcja. Wielka Brytania praktycznie pozbyła się już całej produkcji. Nad wyniesieniem swoich zakładów do Chin myśli już nawet już nawet Burberry. Firma zaliczana do dziedzictwa narodowego Wielkiej Brytanii. Koncert dla zysku jest gotowy utracić zaszczytny tytuł dostawcy dworu królewskiego "By appointment to her Majesty". Przemysł stalowy i górniczy w Wielkiej Brytanii zlikwidowano już znacznie wcześniej.

Polska będzie cieszyła się zainteresowaniem inwestorów dopóki pracownicy będą chcieli pracować za niskie stawki. "Te firmy idą przez świat, czyli inwestują w kraju, w którym jest tania siła robocza i tanie grunty, na których można postawić fabryki. A gdy to się kończy, likwidują produkcję i przenoszą ją do kolejnego tańszego kraju" - ostrzega Adam Szejnfeld, wiceprzewodniczący komisji gospodarki.

"To jest największe zagrożenie dla Polski, bo musimy wyrównywać poziom życia między Polska a pozostałymi państwami UE. A paradoksalnie, im szybciej będziemy wyrównywać tę różnicę, tym szybciej te firmy opuszczą nasz kraj" - dodaje.

"Nie mamy narzędzi do kierowania strumieniem inwestycji. Na razie jest tak, ze inwestorzy wybierają produkcję" - bezradnie rozkłada ręce minister gospodarki. Zapewnia jednak, że sytuacja nie jest zła. "Płace rosną, a mimo to nie widzimy, żeby inwestorzy omijali lub wręcz uciekali z Polski. Cały czas konkurujemy zwłaszcza jakością pracy" - dodaje.

Tu jednak nie do końca ma rację - atrakcyjność Polski spada. W rankingu Ernst&Young z czwartego miejsca zajmowanego w 2004 roku przesunęliśmy się na siódme.

Minister Woźniak pytany wprost, czy "Polska to Chiny Europy", odpowiada: "Nie, u nas jest za mało ryżu".

wiadomości
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)