Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

Jak inwestować w modelu top-down?

0
Podziel się:

To doskonały sposób dla inwestorów, którzy potrafią wychwycić i wykorzystać globalne trendy. Jednocześnie wolą bezpieczniejsze formy lokowania kapitału.

Jak inwestować w modelu top-down?
(Sjgh/Dreamstime)

Inwestowanie metodą top-down to najlepsza recepta dla inwestorów, którzy potrafią wychwycić i wykorzystać globalne trendy, jednak wolą bezpieczniejsze formy lokowania kapitału. Top-down investing pozwoli na wybór najbardziej atrakcyjnych państw i sektorów. Ten sposób w dużej mierze zależy jednak od subiektywnej oceny inwestora, który w dodatku może przegapić naprawdę dobre okazje.

Inwestor preferujący metodę _ top-down _ zaczyna analizę i wybór walorów od szerszego spojrzenia na obecną sytuację makroekonomiczną. Wybór uzależnia na przykład od kondycji gospodarki, zmiany PKB, sytuacji politycznej, poziomu bezrobocia lub innych, indywidualnych wskaźników w danym kraju lub regionie. Innymi słowy, ta metoda inwestycyjna polega na szerszym spojrzeniu na inwestycję, a dopiero potem określenie jej szczegółów.

Inwestor powinien wybierać te walory, których kondycja uzależniona jest od najszybciej rozwijających się państw i sektorów gospodarki. Rezygnować powinien za to z aktywów pochodzących z najmniej atrakcyjnych z państw i sektorów.

Przykład? Jeśli wzrost gospodarczy w Chinach i innych krajach Azji wydaje się mocniejszy niż w USA, inwestor preferujący metodę _ top-down _ zdecyduje się przelać pieniądze na Wschód, wybierając tamtejsze waluty, akcje największych spółek lub specyficzne fundusze inwestycyjne. _ Top-down investing _ można również wykorzystać przy wyborze odpowiednich sektorów. Jeśli na przykład ceny paliw spadają, a inwestor twierdzi, że to dopiero początek korekty, to prawdopodobnie zdecyduje się na zakup spółek z sektora lotniczego, których ceny najczęściej rosną, ze względu na spadające koszty związane z paliwem.

Dosyć dużym problemem jest ustalenie wskaźników, które zmierzą sytuację polityczną w danym kraju. Może się bowiem okazać, czy czynnik, który w dłuższym terminie będzie pozytywnie wpływał na notowania krajowej waluty, jest skutecznie niwelowany przez inny, wprowadzony przez ten sam rząd.

Rozpatrzmy na przykład sytuację na Węgrzech. Rząd Viktora Orbana i konserwatywnej partii Fidesz wprowadził niskie podatki dla firm i liczne ulgi dla biznesu – tamtejszy CIT po spełnieniu pewnych warunków wynosi nawet 9,5 proc. Ekonomiści chwalą to posunięcie, a firmy z sąsiednich państw przenoszą główne siedziby do Budapesztu. Zrobiło to już na przykład niemal tysiąc firm z Czech oraz więcej niż 10 tysięcy firm na Słowacji. Przedsiębiorstwa, zamiast w swoich krajach, płacą podatki, które trafiają do budżetu na Węgrzech, co ma pozytywny wpływ na tamtejsze finanse.

Viktor Orban za wszelką cenę chce postawić swoje państwo na nogi - zdaje się, że nawet za cenę panującej tam demokracji. Węgierska gospodarka bardzo ciężko znosi kryzys finansowy. Madziarzy są zadłużeni po uszy, w dodatku balansują na skraju recesji. Jak wiadomo, w ciężkich czasach lepiej mieć tańszą walutę. Słabszy pieniądz sprawia, że eksport jest bardziej konkurencyjny, a przedsiębiorstwa skłonne do brania kredytów w bankach.

I tak pod koniec 2011 roku rząd Orbana próbował złamać niezależność banku centralnego. Na przykład zmodyfikował reguły jego działania, odbierając szefowi prawo do nominowania dwóch zewnętrznych członków Rady Monetarnej, a także znacząco zmniejszył jego pensję (o 75 proc.). Oprócz tego, chciał poszerzenia pięcioosobowego składu o kolejnych członków, którzy mieli być wybierani przez parlament. Rząd domagał się również, że Rada będzie musiała składać sprawozdania ze swych posiedzeń, a przedstawiciel Orbana będzie na nich obecny. Pakiet zmian został szybko zweryfikowany przez inwestorów, tamtejsza waluta poleciała na łeb, na szyję i osiągnęła swoje historyczne minimum wobec waluty wspólnoty.

Ostatecznie Europejskiego Banku Centralnego (EBC) uznał działania Orbana na zamach na niezależność banku i odmówił rządzącej Fidesz dalszych rozmów o pomoc finansową – nawet 20 miliardów euro, dla tego kraju. Orban zrezygnował ze zmian w prawie, jednak węgierski forint ma za sobą okres olbrzymich wahań kursu, które skutecznie odstraszyły światowych inwestorów.

Tematem na osobny rozdział jest również gospodarka Chin, która ma bardzo duży wpływ na większość walut. Ostatnie dane są stosunkowo dobre. Gospodarka Państwa Środka urosła w czwartym kwartale 2012 roku o 7,9 proc., bijąc oczekiwania większości analityków. W ciągu całego starego roku, chińskie PKB znalazło się na poziomie o 7,8 proc. wyższym niż rok wcześniej.

Optymizmem napawają również najnowsze dane prognostyczna. Na przykład indeks PMI dla przemysłu, opierający się na danych opracowywanych na podstawie miesięcznych odpowiedzi kadry kierowniczej, wyniósł w styczniu 51,9 pkt. i był najwyższy od marca 2011 roku. Warto dodać, że znaczenie Chin na arenie międzynarodowej rośnie i jest największe we współczesnej historii tego państwa.

Chiny od lat zmierzają w kierunku, w którym największe znaczenie będzie miała krajowa konsumpcja, a w mniejszym stopniu eksport. To czasochłonna transformacja, jednak konsekwentna realizacja w dłuższym czasie będzie wpływać pozytywnie na drugą gospodarkę świata. Chiny powinny utrzymać dotychczasowe czynniki napędzające wzrost. Niemniej, w czasie transformacji i reform, mogą pojawić się duże wahania na rynkach finansowych.

Nie jest jednak tajemnicą, że dane z Chin często niewiele mają wspólnego z prawdą. Komunistyczne władze często manipulują wynikami. Problem pojawia się już na szczeblu władz lokalnych, które zmieniają wzrost PKB oraz ukrywając swoje długi. Rząd w Pekinie od lat próbuje zmienić ten obraz – często to właśnie tamtejsze Narodowe Biuro Statystyczne ujawnia przekręty innych urzędów – jednak inwestorzy muszą wziąć poprawkę na ostateczną ocenę gospodarki Chin i decyzję o ewentualnej inwestycji.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)