O Waldemarze M. można mówić długo. Wyczyny tego poznańskiego przestępcy nie raz czy dwa opisywane były na czołówkach gazet. - Co przerwa w wyroku, to nowy skok - tak opisują go policjanci. Inicjator "kradzieży stulecia", jak nazywano napad na konwój przewożący wypłaty dla pracowników Swarzędzkich Fabryk Mebli, znów trafił za kratki. Pomieszkiwał u znajomych, utrzymywał się z prac dorywczych. Wiedział, że jest ścigany, ale sądził, że policja tym razem nie wpadnie na jego trop. A na sumieniu miał wiele: był poszukiwany na podstawie sześciu listów gończych i sądowych nakazów. Ma odsiedzieć wyroki za oszustwa, fałszerstwa itp. Kim jest Waldemar M.? - To barwna postać w poznańskim półświatku. Niegdyś osoba dość majętna, posiadająca prywatny warsztat samochodowy i piękną willę - wspomina emerytowany policjant Centralnego Biura Śledczego, który zatrzymywał M. w latach 90. i później, w 2002 roku. - Ten człowiek zasłynął zuchwałym napadem na konwój, a później już stale mieliśmy z nim do czynienia. Sierpień 1993 roku,
kiedy obrabowano Swarzędzkie Fabryki Mebli, długo będzie wspominany przez mundurowych. Dzień przed napadem sprawcy odcięli łączność telefoniczną ze Swarzędzem, żeby konwojenci nie mogli potwierdzić terminu odbioru kasy. Wiedząc, gdzie i kiedy podjeżdża konwój, wyposażyli się w podobny samochód i uniformy. Przebrani za ochroniarzy podjechali przed fabrykę, zabrali kasjerkę i strażnika z fabryki do banku. Tam pobrali pieniądze - ponad 5 mld starych zł. Miały być przeznaczone na wypłaty dla pracowników. Skutych kajdankami strażnika i kasjerkę policja znalazła w lesie, niedaleko płonął wrak furgonetki. Po pieniądzach i bandziorach nie było śladu. Zdradziło ich jednak to, że busa kupili na własne nazwiska. Zostali schwytani. Dostali długie wyroki. Więcej w środowym wydaniu dziennika "Polska Głos Wielkopolski"