Co najmniej 60 mln euro stracili unijni podatnicy w wyniku przemytu chińskiego czosnku do UE - podało unijne biuro do walki z nadużyciami OLAF, opierając się na danych z prowadzonych obecnie postępowań.
OLAF poinformował, że przemyt czosnku do UE osiągnął niepokojącą skalę z tej prostej przyczyny, że jest niezwykle opłacalny. W Chinach warunki do jego uprawy są znakomite, a koszty - niskie, więc nieuczciwy importer może liczyć na krociowe zyski. O ile oczywiście uda mu się sprowadzić czosnek bez cła, które w przypadku dostaw z Chin sięga 9,6 proc. wartości. Na jednym średnim kontenerze można "zaoszczędzić" 24 tys. euro.
Sposobów jest kilka: najprościej sfałszować świadectwo pochodzenia towaru i zadeklarować, że czosnek wyrósł w kraju objętym preferencjami handlowymi - jak Rosja, Turcja, Bułgaria, Filipiny czy Dominikana. Co bardziej przezorni importerzy rzeczywiście wysyłają tam swój czosnek w drodze z Chin, by przepakować go do nowych kontenerów.
Czasem importerzy uciekają się do innych sposobów: twierdzą, że sprowadzają czosnek mrożony albo suszony (bo cło jest mniejsze) albo próbują wmówić unijnym celnikom, że to rzadkie odmiany czosnku, nieobjęte zaporową taryfą celną.
OLAF natrafił dotąd na 17 przypadków nielegalnego importu chińskiego czosnku do UE; wśród artykułów żywnościowych najwięcej wykrytych prób przemytu dotyczy cukru (21) i mięsa (20).
| KOMENTARZ: |
| --- |
| Bartłomiej Ciszewski, Money.pl: Czy rzeczywiście za sprawą chińskiego czosnku straciliśmy? Owszem, jeśli wyliczenia OLAFa są prawidłowe, kasy państw Unii straciły 60 mln euro przychodu z ceł. Ale portfele ich obywateli - niekoniecznie. O ile cła zaporowe są w interesie nielicznej grupy producentów czosnku, to znaczna część ludzi na nich traci. Sęk w tym, że nie każdy chce być chroniony przed chińskim czosnkiem. Mnie on bardzo smakuje, ale nie w tej rzadkiej odmianie, nieobjętej cłami zaporowymi, tylko w tej najbardziej pospolitej - najtańszej. |