Belgijskie media od kilkunastu dni informują o kandydaturze Hermana Van Rompuya. Zadowolenie i duma miesza się z niepokojem. Jest on bowiem premierem dopiero od roku, wcześniej przez kilkanaście miesięcy Belgią wstrząsały kryzysy polityczne i teraz bardziej potrzebny jest w kraju - mówi Jerzy Kuczkiewicz, dziennikarz gazety Le Soir. Dzięki temu, że Herman Van Rompuy jest ugodowy, rząd złożony z partii francusko i niederlandzkojęzycznych jeszcze trwa. "On jest tym człowiekiem, który przywrócił spokój na scenie politycznej, po długim okresie bardzo zaciętych walk między dwiema wspólnotami" - dodaje dziennikarz. Na razie szef rządu zaprzecza, że jest kandydatem na unijnego prezydenta, choć przyznał ostatnio, że jeśli w tej sprawie zapadnie decyzja, to "takiej oferty nie można odrzucić". I wtedy Belgia będzie miała problem, "bo nie za bardzo wiadomo kim go zastąpić" - dodaje Jerzy Kuczkiewicz. Pojawiła się informacja, że premierem mógłby zostać nielubiany Yves Leterme, który już stał na czele rządu, ale podczas
zawirowań politycznych nie sprawdził się, a dodatkowo skłócił Flamandów z Walonami.