Jeden z ówczesnych kandydatów, poeta Uładzimir Niaklajeu, powiedział Radiu Swaboda, że zaangażowałby się w politykę, nawet gdyby konsekwencje były jeszcze gorsze, niż przed rokiem. Nie zgadza się bowiem z sytuacją na Białorusi i chce ją zmienić. "W tym celu jeszcze raz kandydowałbym w wyborach i jeszcze raz wyszedłbym na ulicę, nawet gdyby skutki były jeszcze gorsze" - oświadczył Niaklajeu. Przyznał, że opozycja popełniła taktyczne pomyłki, ale jej największa pomyłka polegała na tym, iż nie przewidziała brutalnej reakcji Aleksandra Łukaszenki na jej działania.
W dniu wyborów Uładzimir Niaklajeu został pobity przez nieznanych sprawców. Później przebywał w areszcie i areszcie domowym, a w maju skazano go na dwa lata więzienia w zawieszeniu.
Inny opozycyjny kandydat Aleś Michalewicz, który także trafił do więzienia, powiedział, że najważniejsze dla niego była odmowa współpracy z KGB. "Każdy z nas stanie kiedyś przed bardzo ważnym wyborem" - powiedział opozycjonista Radiu Swaboda. "Ja dokonałem takiego wyboru, kiedy nie zgodziłem się zostać agentem KGB i zwołałem konferencję prasową, na której powiedziałem, że byłem torturowany". Michalewicz, który przebywa za granicą, wyraził przekonanie, że wszyscy Białorusini dokonają słusznego wyboru.
Według oficjalnych danych, zeszłoroczne wybory wygrał prezydent Aleksander Łukaszenka, który zdobył prawie 80 procent głosów.