Belgowie wyszli na ulice, domagając się szybkiego rozwiązania kryzysu politycznego. Od połowy czerwca, gdy odbyły się wybory parlamentarne w tym kraju, minęło już 7 miesięcy, a partie z Flandrii i Walonii wciąż nie mogą się porozumieć w sprawie utworzenia nowego rządu. Kilkugodzinna demonstracja zgromadziła około 30. tysięcy osób.
"Wstyd" i "Chcemy rządu" - z takimi hasłami przyszli na demonstrację Belgowie oburzeni przedłużającym się kryzysem. Organizatorami manifestacji są młodzi ludzie, niezwiązani politycznie, którzy skrzyknęli tysiące Belgów na portalach społecznościowych - Facebooku i Twitterze.To pierwszy tak donośny głos sprzeciwu wobec tego, co dzieje się w Belgii. Bo o ile jeszcze niedawno żartowano sobie ze sporów Flamandów z frankofonami, to teraz już niewielu osobom jest do śmiechu. Pesymiści mówią, że obecny kryzys polityczny może potrwać jeszcze kilka lat. Każda ze strona okopała się na swojej pozycji i nie zamierza ustąpić.
Sytuacja jest patowa z powodu zadawnionych sporów między Flamandami i frankofonami oraz pogłębiającej się przepaści między dwoma regionami. Nie ma wielkiej przesady w złośliwym stwierdzeniu, że obie społeczności językowe dzieli prawie wszystko, a łączy jedynie król, drużyna piłkarska, frytki i dobre piwo.
