Gazeta przypomina, że takie zarzuty pojawiły się po obradach tak zwanej komisji Rokity na początku lat 90. Sam Jan Rokita nazwał Kornatowskiego "nikczemnym prokuratorem".
"Dziennik" informuje, że prokuratorzy z IPN przesłuchali bliskich Wądołowskiego, w tym brata i bratową. Świadkowie twierdzą, że mężczyzna został zakatowany przez milicjantów, a prokuratorzy - w tym obecny Komendant Główny Policji - pomagali zatuszować ich winę.
Tadeusz Wądołowski został zatrzymany przez milicjantów na gdyńskim dworcu. Funkcjonariusze chcieli się od niego dowiedzieć, kto dokonał kradzieży kury. Kilka godzin później mężczyzna nie żył. Prokuratorzy: Barbara Godlewska i Konrad Kornatowski mieli wówczas przeprowadzić błyskawiczne śledztwo. Zakończyło się ono stwierdzeniem, że mężczyzna zmarł z przyczyn naturalnych, z powodu "ostrej niewydolności lewokomorowej".
Rodzice Tadeusza Wądołowskiego o śmierci swojego syna dowiedzieli się dopiero w 1987. roku. Do tego czasu byli przekonani, że zajmuje się pracą w Gdyni. Jak pisze "Dziennik", prokuratorzy Godlewska i Kornatowski nie potrafili odnaleźć rodziny Tadeusza Wądołowskiego, choć on sam miał w dowodzie osobistym właściwy meldunek. Kiedy ojciec Tadeusza Wądołowskiego, po tym jak dowiedział się o tragedii, odwiedził gdyńską prokuraturę, jeden z prokuratorów miał grozić mu śmiercią. Sugerował wówczas ojcu zmarłego, by nie interesował się śmiercią syna.
"Dziennik"/iar/to/kal