Pół tysiąca protestujących próbowało dostać się w pobliże amerykańskiej ambasady w Kairze. Policji udało się jednak zepchnąć demonstrujących w kierunku placu Tahrir. Oczekuje się jednak, że za kilka godzin demonstracja znów przybierze na sile.
"Niektórzy z nas nie mogą spokojnie patrzeć, jak obraża się proroka Mahommeta. Nikt nie powinien kręcić takich filmów. Nie można obrażać żadnej religii, a ten, kto to robi, popełnia wielki błąd" - mówił jeden z Egipcjan.
Wszystkie amerykańskie placówki na Bliskim Wschodzie i w krajach muzułmańskich zostały postawione w stan gotowości. W wielu miastach zapowiadano bowiem na dzisiaj antyamerykańskie demonstracje. Przez Kair ma przejść marsz miliona osób, dlatego ambasada Stanów Zjednoczonych jest otoczona przez pancerne policyjne auta, a dostępu do budynku dodatkowo broni drut kolczasty.
We wtorek w ataku na konsulat w libijskim Benghazi zginął amerykański ambasador w Libii Christopher Stevens. Libijskie władze poinformowały, że zatrzymały kilka osób, mających związek z zabójstwem i że dalsze zatrzymania są kwestią czasu.
Antyamerykańskie protesty przechodzą dzisiaj także m.in. przez stolicę Jemenu Sanę, przez stolicę Iranu Teheran i irackie miasto Basra.
IAR