Dziennik pisze, że półtora roku temu do poznańskiej policji dotarły informacje, że dyrygent miejscowego chóru policyjnego molestował 14-latkę. Dziewczynka potwierdziła. Prokuratura postawiła dyrygentowi zarzuty pedofilii, rozpijania nieletniej i pokazywania jej pornografii. Za kilka tygodni ma on dostać wyrok.
Po zatrzymaniu oskarżonego policjanci znaleźli w jego telefonie SMS od sekretarki komendanta głównego policji. Ewa G. napisała "uważaj, policja coś na ciebie szykuje, pogadamy później".
Policjanci dowiedzieli się, że śpiewała ona w policyjnym chórze i miała z mężczyzną romans. Byli pewni, że sekretarka dostanie zarzuty utrudniania śledztwa i wycieku poufnych informacji. Groziłoby jej za to do sześciu lat więzienia.
Stało się jednak inaczej. Komendant Zdzisław Stachowiak zrugał sekretarkę, która poszła na zwolnienie, ale po kilku dniach wróciła do pracy w policji.
Przestała też istnieć sprawa SMS-a i wycieku informacji. Jeden z policjantów mówi, że "komendant Stachowiak powiedział, że nie ma co szumu robić."
"Gazeta Wyborcza"/kry /dyd