Biatloniści Adam Kwak, Mirosław Kobus i Łukasz Witek nie wiedzą, że na igrzyskach są, ale tylko wirtualnie - czytamy w artykule. Prezes PKOl Piotr Nurowski zdradził dziennikowi, że zdecydowano się na tego rodzaju działania by pomóc Justynie Kowalczyk i Tomaszowi Sikorze.
PKOl tłumaczył się na początku zwykła pomyłką. W rozmowie z gazetą argumentował, że biatloniści nie jadą, gdyż nie wypełnili krajowego kryterium. Dlatego na początku zostali zgłoszeni, ale później ich wycofano.
Jednak biuro prasowe MKOl w Lozannie potwierdziło, że zgłoszonych zostało 50 olimpijczyków. Jeden z byłych polskich działaczy powiedział "Gazecie Wyborczej", że to działanie celowe. Chodzi bowiem o dodatkowe przywileje. Przy 50-osobowej kadrze można zaprosić więcej osób towarzyszących, działaczom przysługuje też dodatkowy samochód.
Po tych ustaleniach prezes PKOl przyznał, że kadra liczy 50 osób, ale wystartuje tylko 47. Piotr Nurowski zasugerował dziennikarzom "Gazety Wyborczej", że dzięki temu nasi czołowi reprezentanci - biegaczka narciarska Justyna Kowalczyk i biatlonista Tomasz Sikora mają liczne, większe niż ośmioosobowe ekipy trenerów i serwismenów.
Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)/"Gazeta Wyborcza"/man/kry