Do Górnego Nikozi trudno dojechać. Boczna droga za miejscowością Karaleti jest rozryta przez koparki. Trzeba przedzierać się przez opuszczone sady, w których dziczeją drzewa uginające się pod ciężarem niezebranych owoców. W sierpniu 2008 roku w tym miejscu toczyły się krwawe walki między rosyjską armią i gruzińskimi siłami zbrojnymi. Po wojnie utworzono linie rozgraniczającą, przez którą nie mogą przejść ani Gruzini ani Osetyjczycy. -"W naszej wiosce jest bardzo źle. Na szczęście możemy mieszkać w naszych własnych domach, a tak nic już nam więcej nie zostało. Kiedyś dorośli i dzieci chodzili do sadów z taczkami, ładowali owoce i wieźli do Cchinwali. Stamtąd przywoziliśmy chleb, papierosy i co tam było potrzebne. Teraz przejścia nie ma. Policja stoi i nie puszcza. Tak, że u nas źle, bardzo źle" - skarżą się mieszkańcy Nikozi. Do stolicy Osetii Południowej mają zaledwie półtora kilometra, ale od trzech lat nie widzieli znajomych ani bliskich, którzy mieszkają po drugiej stronie granicy.
Po gruzińsko - rosyjskiej wojnie Moskwa uznała niepodległość Osetii Południowej a Tbilisi uważa te tereny za swoje, nazywając stacjonujących tam żołnierzy rosyjskich okupantami.