Zaledwie kilkadziesiąt godzin po tym, jak Irak opuścili ostatni amerykańscy żołnierze, kraj znów stanął na krawędzi. Sędziowie wydali nakaz aresztowania wobec sunnickiego wiceprezydenta kraju Tarika al-Haszemiego. Jego ochroniarze przyznali się do próby przeprowadzenia zamachu terrorystycznego. Twierdzą, że to Haszimi miał sponsorować niedoszły atak.
Sunnicka mniejszość rządziła Irakiem za czasów Saddama Husajna. Po obaleniu dyktatora, to właśnie sunnici najczęściej przeprowadzali zamachy bombowe, chcąc podważyć słabe szyickie władze. Teraz Irakijczycy obawiają się, że kryzys może doprowadzić do kolejnego szyicko-sunnickiego konfliktu. Na domiar złego, z koalicji wycofała się szyicka partia byłego premiera Ajada Allawiego. "Na oczach całego świata demokracja w Iraku jest brutalnie gwałcona. Obawiamy się, że przyniesie to wojnę etniczną i ponowny rozlew krwi" - mówił Allawi.
Czołowi iraccy politycy apelują o spokój i o jak najszybsze zwołanie wielostronnych rozmów. Chodzi o to, by przede wszystkim nie dopuścić do rozpadu kruchej koalicji rządowej, której montowanie trwało niemal 9 miesięcy.
Informacyjna Agencja Radiowa