Jose Barroso poinformował kilka dni temu, że w związku z przypadkami łamania demokratycznych standardów, nie weźmie udziału w żadnych spotkaniach na Ukrainie. Tymczasem premier Donald Tusk mówi, że takie bojkoty to gol samobójczy. Komisarz Lewandowski liczy, że szef polskiego rządu zrozumie jego decyzję, tak jak i on rozumie stanowisko rządu. "Bardzo dobrze rozumiem premiera, który jest współorganizatorem tej wielkiej imprezy. Niech ona się obroni sportowo, niech kibice jadą, niech przeżyją wielkie chwile na stadionach polskich i ukraińskich" - powiedział polski komisarz. Janusz Lewandowski podkreślił też, że miejsce polityków i komisarzy nie jest na stadionach. "Wielki sport obroni się o własnych siłach, bez obecności komisarzy i polityków, którzy niejednokrotnie tylko od święta udają zainteresowanie sportem. Komisarze są potrzebni tam, gdzie pielęgnujemy kontakty, które mają przybliżyć Ukrainę do Unii Europejskiej" - tłumaczył Janusz Lewandowski.
Wczoraj Polskie Radio informowało, że komisarz do spraw sportu Andrulla Wasiliu, choć do ostatniej chwili wahała się, to ostatecznie zdecydowała, że też nie poleci na Ukrainę. Ma natomiast pojawić się na jednym z meczów rozgrywanych w Polsce.
Apele o bojkot ukraińskiej części EURO 2012 pojawiły się, gdy była ukraińska premier Julia Tymoszenko poskarżyła się, że została pobita przez strażników w kolonii karnej w Charkowie, w której odsiaduje wyrok 7-letniego więzienia. W proteście rozpoczęła głodówkę. Samo uwięzienie byłej premier w ubiegłym roku spotkało się z ostrą krytyką Unii Europejskiej. Wspólnota uznała, że proces, w którym Julia Tymoszenko została skazana nie był ani przejrzysty ani bezstronny.
IAR