65 lat temu żołnierze Armii Krajowej zorganizowali akcję przeciwko dowódcy SS Wilhelmowi Koppemu. Zakończyła się ona niepowodzeniem, bo samochód Koppe ostrzelany przez AK zdołał zbiec z miejsca zdarzenia - wspomina uczestnik tamtych wydarzeń Wojciech Świątkowski. Polski ruch oporu zmylił fakt, że w dniu zamachu Koppe nie ubezpieczał "tygrys", czyli wojskowy samochód pomalowany w barwy maskujące.
Po nieudanym zamachu jedna z grup uderzeniowych batalionu AK "Parasol" uciekała z Krakowa w kierunku północnym. Polscy żołnierze zostali jednak zaatakowani przez żandarmów niemieckich koło wsi Kąty, a potem starli się z żołnierzami Wehrmachtu w miejscowości Udórz pod Miechowem. Jak wspomina inna uczestniczka akcji - Maria Stypułkowska - Chojecka pseudonim "Kama" doszło tam do prawdziwej tragedii. "Zabito moich ciężko rannych kolegów" - wspomina. W miejscowości tej poległo i zostało zamordowanych 5 żołnierzy AK a 4 zostało rannych.
Akcję "Koppe" wykonał w Krakowie oddział KG Armii Krajowej 11 lipca 1944 roku. Wilhelm Koppe był Wyższym Dowódcą SS i Policji w Generalnym Gubernatorstwie i jednocześnie sekretarzem stanu w niemieckim "rządzie" Generalnego Gubernatorstwa. Został skazany na śmierć wyrokiem Kierownictwa Polski Podziemnej za bezwzględne represje i masowe zbrodnie na Polakach i Żydach. Koppe został w zamachu ranny, zginęło natomiast kilku towarzyszących mu Niemców.