Nazwisko Mroziewicza wymienia "Nasz Dziennik", powołując się na raport końcowy z likwidacji WSI, który - według gazety - w części dotyczącej agentów i współpracowników wojskowego wywiadu precyzuje jednoznacznie: redaktor Krzysztof Mroziewicz od początku lat 80-tych do końca 1992 roku współpracował najpierw z wywiadem wojskowym PRL, a później z WSI.
Krzysztof Mroziewicz powiedział Informacyjnej Agencji Radiowej, że nigdy nie był agentem służb specjalnych. Dziennikarz oświadczył, że jest to oszczerstwo. Zapewnia, że służby nie pomagały mu nigdy w karierze dziennikarskiej. Przyznał, że gdy był na placówkach zagranicznych kontaktował się z ambasadami i rozmawiał z wieloma ludźmi. Powiedział, że mogło tak być, że byli to ludzie z wywiadu, ale mowi, że jeśli nawet tak było, to był nieświadomy wykorzystywania go przez służby specjalne. Oswiadczył, że po powrocie zarówno z Kuby, jak i z Panamy nikt z nim nie rozmawiał o jego pobycie w tych krajach. Powiedział też, że nawet po zredagowaniu i nadaniu przez niego podczas jego pracy w Polskiej Agencji Prasowej informacji o zamachu na papieża nikt ze służb z nim o tym nie rozmawiał.
Mroziewicz przyznał, że domyślał się, że służby mogły gromadzić akta na jego temat, ponieważ dużo podróżował. Zapowiedział, że postara się zapoznać z materiałami na jego temat. Nie wyklucza skierowania sprawy do sądu.