Po ponad roku ostrej wymiany zdań, w Edynburgu wicepremier szkockiego rządu, Nicola Sturgeaon i brytyjski wiceminister do spraw Szkocji David Mundell pocałowali się wręcz na dzień dobry i wkrótce obie strony przyklepały umowę. Szkocka Partia Narodowa SNP wywalczyła rozszerzenie prawa głosu w referendum na 16 i 17-latków oraz jego odsunięcie do jesieni 2014 roku - w nadziei, że do tego czasu skaptuje więcej wahających się. Sondaże wskazują, że wynik byłby dziś dla niej najpewniej niekorzystny. Rząd w Londynie uzyskał natomiast zgodę na ograniczenie referendum do jednego prostego pytania o niepodległość, zamiast dwóch. To drugie, pomocnicze - o dalsze rozszerzenie autonomii - miało dać SNP boczną furtkę w razie przegranej. Poza SNP, wszystkie brytyjskie partie i ich szkockie oddziały mocno obstają za utrzymaniem unii Anglii i Szkocji. Ale gdyby referendum zagroziło jej zerwaniem, mają jeszcze zapasie ostateczny argument prawny, którego mogłyby użyć w sądach - że unia dotyczy obu narodów. A zatem Anglicy też
powinni mieć w tej sprawie coś do powiedzenia.
IAR