Rumuński parlament przed kilkoma tygodniami przegłosował podwyżkę pensji nauczycieli o pięćdziesiąt procent. Rząd zaprotestował przeciwko tej ustawie. Premier Calin Popescu Tariceanu określił głosowanie w parlamencie jako "skrajnie populistyczne rozdawnictwo" i oskarżył deputowanych, że w ten sposób kupują głosy nauczycieli przed nadchodzącymi wyborami. Zdaniem premiera, taka podwyżka rozsadzi budżet kraju. Rząd zaskarżył ustawę w Trybunale Konstytucyjnym.
W odpowiedzi tysiące nauczycieli wyszły na ulice Bukaresztu, paraliżując ruch w centrum miasta. Nie wygląda jednak na to, by spór miał się zakończyć. Premier zapowiada twardo, że nauczyciele pieniędzy nie dostaną, gdyż, jak tłumaczy, "tych pieniędzy nie ma".