Według tygodnika, sformułowanie planu obronnego państw bałtyckich nastąpiło dopiero po bardzo długich i ciężkich negocjacjach pod przewodnictwem Stanów Zjednoczonych. Opozycja, której przewodził Berlin, była jednak na tyle silna, by stopować projekt przez pięć lat.
Początkowo natowscy stratedzy odsuwali na bok kwestię tego, co w praktyce oznacza obecność państw Sojuszu w krajach bałtyckich dla całego Paktu Północnoatlantyckiego. Twierdzono wówczas, iż jeśli przyjąć założenie, że Rosja jest przyjaznym partnerem NATO, nie zaś jego wrogiem, to formułowanie planów obronnych dla trzech państw postsowieckich jest zbędne. "Nasz Dziennik" podkreśla, że do 2008 roku natowski program oceny zagrożeń jednoznacznie wykluczał jakiekolwiek zagrożenie ze strony Rosji. Takie założenie, zdaniem komentatorów gazety, dawało fałszywe przekonanie, że północno-wschodnia część Europy jest całkowicie bezpiecznym punktem na mapie świata, pozbawionym niebezpieczeństwa ingerencji zewnętrznej i nienarażonym na interwencję militarną. Główny nacisk na powstanie takiego planu wywierały USA, ale - jak podkreśla "The Economist" - impuls wyszedł z Polski, i to właśnie Warszawa obok Waszyngtonu najmocniej przyczyniła się do jego powstania.
O szczegółach pisze "Nasz Dziennik".
Nasz Dziennik/ Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)/MagM/jp
ęłęó