Samolot nie lądował też w normalnej pozycji, bo w takim przypadku mocno zniszczyłoby się dobrze zachowane podwozie. Wątpliwości jest więcej. To między innymi mało realne - z uwagi na dynamikę upadku - rozłożenie w terenie części skrzydeł, ich poziom zniszczeń czy położenie czarnej skrzynki. Miejsce katastrofy rysuje się jako obraz zaplanowanej "pod linijkę" układanki - czytamy w "Naszym Dzienniku".
Gazeta wyjaśnia, że inżynier Krzysztof Cierpisz, mieszkający na stałe w Szwecji, inżynier budowy samolotów, absolwent Politechniki Warszawskiej do analizy rozmieszczenia kluczowych elementów samolotu wykorzystał dokumentację fotograficzną, jaka została sporządzona i opublikowana po tragedii. Jak zauważył autor opracowania, pierwsze zdjęcia satelitarne wraku wykonano dwa dni po katastrofie, a zatem było dużo czasu na ewentualną manipulację obrazem miejsca zdarzenia.
"Nasz Dziennik" wymieniając wszystkie wątpliwości zawarte w analizie inżyniera Cierpisza, pisze, że rodzą one podejrzenia, czy aby wrak smoleński nie składa się z części pobranych od dwóch samolotów. Całość wraku pochodziłaby od samolotu bliźniaka (dlatego nie ma kabiny), ogon zaś od Tu-154M 101. I tak, samolot bliźniak byłby sfabrykowany na wrak i podrzucony na miejsce "wypadku" dużo wcześniej niż ewentualne przybycie samolotu 101 do Smoleńska - czytamy w "Naszym Dzienniku".
Informacyjna Agencja Radiowa (IAR) / "Nasz Dziennik" / kry / kusiak