W 1998 roku wykładowca Politechniki Rzeszowskiej zaczął tworzyć Państwową Wyższą Szkołę Zawodową w Jarosławiu. Szybko okazało się, że styl działania nowego rektora jest osobliwy. Potrafił publicznie znieważać urzędników magistratu. Nie przeszkadzało mu to jednak stać się jednym z ulubieńców ojca Rydzyka, który wielokrotnie zapraszał go do studia Radia Maryja i Telewizji Trwam.
Jesienią 2005 wydawało się, że losy Jarosza sa przesądzone - pisze "Newsweek". Został odwołany ze stanowiska rektora i zatrzymany przez policję. Postawiono mu zarzut przyjmowania łapówek od doktorantów i studentów. W grudniu 2005 roku, gdy proces Jarosza jeszcze się toczył, minister Ziobro zażądał akt sprawy. Po ich przestudiowaniu Prokuratura Krajowa zasugerowała prokuratorowi prowadzącemu śledztwo, by ten przed sądem wnioskował o zwolnienie podejrzanego z aresztu. Sąd się na to nie zgodził. Prokuratura nie dała jednak za wygraną. Ponowiła prośbę pod koniec sierpnia 2006 i tym razem sąd ustąpił. Kilkanaście dni później Jarosz został skazany na 5 lat więzienia i wysoką grzywnę. Do czasu uprawomocnienia się wyroku sąd pozwolił mu cieszyć się wolnością.
Przeciw byłemu rektorowi toczy się też inna sprawa o wykorzystywanie funduszy uczelni do prowadzenia prywatnej kampanii wyborczej do Senatu oraz o podżeganie świadków do składania w tej sprawie fałszywych zeznań. Prokuratura w Przeworsku postanowiła chciała przedstawić Jaroszowi zarzut w tej sprawie, ale już po tygodniu zawiesiła śledztwo, ponieważ - jak podała w uzasadnieniu - policjanci nie są w stanie wręczyć Jaroszowi wezwania, gdyż od dawna nie przebywa on w miejscu zamieszkania.
Są jednak świadkowie i dowody wskazujące, że w tym okresie Jarosz był w domu. Ponadto można go było zobaczyć w TV Trwam. Wreszcie, pod koniec stycznia tego roku przeworska prokuratura, po proteście nowych władz uczelni w Jarosławiu, wznowiła śledztwo i postanowiła wydać nakaz zatrzymania Jarosza. Już kilka dni później na polecenie ministra Kaczmarka, Prokuratura Apelacyjna w Rzeszowie zażądała w trybie natychmiastowym akt śledztwa i przeniosła je do Krakowa. A Jarosz pozostał na wolności.
"Newsweek"/ arturu/dabr