Rosół i Wawrzynowicz pieniądze z kasy PO wyprowadzali zwykle w czasie kampanii wyborczych, czyli w momencie, gdy znacznie trudniej wykryć nieprawidłowości, bo na partyjnych kontach jest spory ruch. Mechanizm, którzy zastosowali dwaj działacze był bardzo prosty i często stosowany w przestępczości gospodarczej. "Newsweek" pisze, że chodzi o tak zwane słupy, czyli osoby podstawione do przeprowadzania fikcyjnych transakcji.
Według tygodnika, w PO wyglądało to tak, że najpierw podstawieni ludzie - wolontariusze lub współpracownicy sztabu wyborczego - podpisywali umowy o wykonanie fikcyjnych zadań. Potem sztab przelewał na ich konta pieniądze - zwykle około 4 tysięcy złotych, ale bywało też, że ponad 10 tysięcy. Nastepnie osoby te oddawały większość tych sum Marcinowi Rosołowi.
Tygodnik pisze, że ciężko oszacować ile mogła stracić na tym PO. Dowody, jakie posiada "Newsweek", mówią kilkudziesięciu tysiącach złotych.
Tygodnik zwraca też uwagę, że Rosół i Wawrzynowicz są wysoko w partyjnym aparacie. Marcin Rosół będąc asysntentem sekretarza generalnego PO Grzegorza Schetyny jest jednocześnie - od dwóch lat - szefem biura klubu parlamentarnego PO. Od blisko pół roku pełni też obowiązki asystenta Donalda Tuska. Wawrzynowicz jest natomiast wiceskarbnikiem PO.
Tygodnik pisze też, że sprawa dwóch działaczy PO może być choć częściowym wyjaśnieniem tego, że PO nie zmieściła się w ustawowych ograniczeniach wydatków na reklamę wyborczą, i nie zauważyła tego. Z tego powodu sprawozdanie partii odrzuciła Państwowa Komisja Wyborcza.
IAR/Newsweek/mb/dyd