Dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" Andrzej Meller, który spędził w Libii ostatnich kilka miesięcy, mówi Polskiemu Radiu, że najbliższy czas będzie dla Libijczyków bardzo trudny. Wielu z nich będzie musiało zmierzyć się z całkiem nową dla nich rzeczywistością. "Większość powstańców to są chłopcy w wieku 20-25 lat. Część z nich była na Zachodzie czy w Ameryce, ale większość z nich nie zna życia bez Kadafiego. Oni żyli w reżimie, gdzie brat bał się rozmawiać z bratem i nagle zaczęła się straszna wojna. Ciężko jest mi sobie wyobrazić, co oni w tej chwili myślą i jak wrócą do normalności. Oni są w euforii, są po ośmiu miesiącach życia na adrenalinie" - mówi dziennikarz w rozmowie z Polskim Radiem.
Andrzej Meller podkreśla, że sam Muammar Kadafi był w Libii osobą znienawidzoną przez większość społeczeństwa. "W życiu czegoś takiego nie widziałem. Ta nienawiść do niego czasami była groteskowa. Na przykład, był wypadek na szosie i wszystko zwalano na Kadafiego, że wybudował krzywe drogi. On ogniskował w sobie nienawiść za to, jak tępił swoich rodaków, ale równocześnie zwalano na niego wszystko. Praktycznie każdy, kto nie mówił po angielsku, tłumaczył mi w trzech słowach, że to jest wina Kadafiego, bo w szkole nie było angielskiego" - opowiada Meller.
Dzisiejsze uroczystości będą przebiegały w cieniu kontrowersji wokół okoliczności śmierci Muammara Kadafiego. Bojownicy, którzy w czwartek opanowali Syrt, złapali byłego dyktatora, gdy próbował uciec z miasta. Wkrótce potem Kadafi zmarł. Tymczasowe libijskie władze twierdzą, że Kadafiego zabił przypadkowy pocisk, ale media i eksperci twierdzą, że bojownicy prawdopodobnie dokonali egzekucji na byłym libijskim przywódcy.