Gazeta zauważa, że najniższe dzienne stawki żywieniowe w szpitalach wynoszą około trzech złotych. To mniej, niż wydaje się na utrzymanie osadzonych w więzieniach, dla których wkład do kotła wynosi około 5 złotych. Do przydzielonej szpitalnej kromki chleba trzeba więc dokupić coś konkretnego - pisze "Polska". Sytuację wykorzystują właściciele szpitalnych sklepów podwyższając ceny.
Najczęściej właściciele sklepików windują ceny tych towarów, na które jest największy popyt. Podczas letnich upałów są to między innymi napoje. W Urzędzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów tłumaczą, że jest wolny rynek, dlatego nie mogą, a nawet nie mają prawa ingerować w ceny. Pacjenci, którzy nie mają nikogo, kto mógłby zrobić dla nich zakupy gdzie indziej, skazani są na wysokie marże - dodaje gazeta.
Sposób na zbyt wysokie ceny jednak istnieje. Jest nim konkurencja - czytamy w dzienniku "Polska". Tak właśnie podszedł do sprawy Szpital Wojewódzki pod Szyndzielnią w Bielsku-Białej. Działają tam trzy bufety, dzięki czemu właściciele nie mogą zbytnio windować zysków, bo nawzajem patrzą sobie na... ceny. Różnice nie są wielkie i zależą głównie od standardu lokalu odwiedzanego przez pacjenta.
"Polska"/kry/dyd