Polska przyznaje, że deklaracja jest symboliczna i nie rodzi żadnych konsekwencji prawnych. Niemożliwe jest bowiem wprowadzenie kar w Unii za takie określenia. Przez kilka lat Warszawa bezskutecznie domagała się, by mówienie o "polskich obozach zagłady" było karalne na równi z negowaniem Holokaustu. Polska jednak zamierza ciągle przypominać o prawdzie historycznej - mówi minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski. W zagranicznych mediach wielokrotnie bowiem pojawiały się krzywdzące Polskę stwierdzenia, a nie tak dawno pisała o tym niemiecka gazeta. "To istotne, bo tego typu określenie nie tylko w prasie niemieckiej, ale w żadnej w ogóle nie powinno się pojawiać. Przywiązujemy do tego dużą wagę" - tłumaczył minister.
Polska deklaracja, dołączona do przepisów stwierdza, że poważne zniekształcenie faktów, polegające na zdejmowaniu ze sprawców odpowiedzialności za zbrodnie zasługuje na potępienie i odpowiednią reakcję ze strony państw członkowskich. Jednym z przykładów takich działań jest właśnie posługiwanie się ewidentnie kłamliwym określeniem "polskie obozy koncentracyjne".