Podczas dzisiejszej rozprawy prokurator IPN Renata Gościniak domagała się wydania orzeczenia stwierdzającego, iż Mirosław Pawlak złożył niezgodne z prawem oświadczenie lustracyjne.
Mirosław Pawlak stwierdził, że cieszy się iż proces się rozpoczął. Podkreślał, że nigdy nie był tajnym współpracownikiem. Twierdzi, że nigdy nie podpisywał żadnych dokumentów, nie pobierał pieniędzy. Nawet nie był namawiany do współpracy. Dodał, że już 8 razy składał oświadczenie lustracyjne i nigdy nie było ono kwestionowane.
Pawlak przyznał, że w 1983 roku kiedy był dyrektorem szkoły w Mierzawie spotkał się z dwoma funkcjonariuszami SB. Chodziło o to, że nie zgodził się na zdjęcie krzyży, które w szkole powiesili rodzice uczniów. Ale to spotkanie nie miało żadnych konsekwencji.
Mirosław Pawlak opowiadał, że w związku z tym, iż był praktykującym katolikiem miał wiele problemów. Zanim trafił do szkoły pracował w milicji. Jak mówił przez to, że chodził do kościoła, co poniedziałek trafiał na rozmowę do swojego szefa. Jego kariera w milicji nie trwała jednak długo. Po niecałych 2 latach został wyrzucony za to, że w czasie kiedy miał przy sobie broń służbową pił alkohol. Poseł stwierdził, że wykroczenia dopuścił się celowo, bo miał już dość tej pracy. Jak opowiadał, właśnie pracując w milicji miał przezwisko "Długi Bill". Jego zdaniem ktoś kto je znał wykorzystał to i wymyślił pseudonim agenta. Mirosław Pawlak przypuszcza, że jeden z funkcjonariuszy SB "zrobił" z niego agenta, bo miał braki w statystyce. Następna rozprawę wyznaczono na 26 stycznia. Wówczas zeznania złożą funkcjonariusze SB.