Dziennik przypomina, że tak zwana afera corhydronowa wybuchła w 2006 roku. Zaczęło się od dwóch pacjentek z Siedlec, u których po zaaplikowaniu leku doszło do znacznego pogorszenia stanu zdrowia. W jednej z fiolek odkryto zabójczą scolinę, powodującą wiotczenie mięśni. Po spożyciu skażonego medykamentu umarł 75-letni pacjent.
"Puls Biznesu" wyjaśnia, że ówczesny premier Jarosław Kaczyński wydał decyzję o zamknięciu fabryki produkującej lek - zielonogórskiej Jelfy. Zbigniew Ziobro - prokurator generalny - nakazał wszczęcie śledztwa.
Gazeta wylicza, że po przesłuchaniu 15 tysięcy świadków, zbadaniu 60 tysięcy fiolek, prokuratura nie ma kogo oskarżyć, bo za proces produkcji odpowiada kilkadziesiąt osób i nie udało się stwierdzić kto konkretnie zawinił. Sąd prawomocnie umorzył postępowanie.
"Puls Biznesu" zaznacza, że koszty postępowania mogą sięgać kilku milionów złotych. Jak czytamy, mimo afery, corhydron i wytwórca obronili się na rynku.
Informacyjna Agencja Radiowa/"Puls Biznesu"/ kawo/ pbp