Już jesienią 2008 roku minister w Kancelarii Premiera Jacek Cichocki polecił specsłużbom przyjrzenie się sprzedaży majątku polskich stoczni. ABW miała koordynować akcję, a CBA miało pilnować, czy podczas przetargu nie dochodzi do korupcji.
Z informacji "Rzeczpospolitej" wynika, że współpraca między służbami od samego początku układała się nie najlepiej. Kiedy w maju 2009 roku katarski Stiching Particulier Fonds Greenrights wpłacił wadium w przetargu, ABW przygotowała tajną notatkę na temat inwestora. Kontrwywiad opisał rolę, jaką w procesie kupna stoczni pełni Abdul Rahman el Assir - znany wcześniej polskim służbom między innymi z handlu bronią. Jednak w notatce nie było informacji o tym, z kim Libańczyk jest powiązany. Brakowało informacji o tym, kto kryje się za funduszem SPFG, czy jest wiarygodny i czy kupi stocznie.
Z kolei CBA miało zgodę ministra sprawiedliwości na podsłuchiwanie urzędników zajmujących się przetargiem. Już w maju agenci wiedzieli, że może dochodzić do nieprawidłowości, ale Biuro nie powiadomiło rządu ani ABW. Dopiero 5 i 9 października szef CBA Mariusz Kamiński powiadomił o tym premiera, prezydia Sejmu, Senatu i prezydenta.
Ponadto ze źródeł zbliżonych do ABW wynika, że gdy w sierpniu katarski inwestor wycofał się z kupna stoczni, agencja miała przekonywać el Assira, by nadal szukał inwestora. U Romana Baczyńskiego, byłego prezesa Bumaru i znajomego Libańczyka, zabiegać miał o to Krzysztof Bondaryk, szef agencji. Panowie spotkali się na targach zbrojeniowych w Kielcach - pisze gazeta.
"Rzeczpospolita"/man/Siekaj