Podstawą był brak papierów uprawniających do legalnego pobytu. Matka dziewczynki zaraz po przyjeździe, w 1997 roku, do Polski wystąpiła o pobyt stały, jednak w międzyczasie skradziono jej dokumenty. Jej prośby o pomoc w Urzędzie do spraw Repatriacji i Cudzoziemców oraz Radzie do spraw Uchodźców zostały bez odpowiedzi. "Sprawa była w sądzie administracyjnym, ale ten również uznał, że nie ma podstaw, by matka z córką mogły legalnie mieszkać w Polsce" - mówi gazecie zamieszkała w Stalowej Woli ciotka dziewczynki.
Deportacja była szokiem dla dziewczynki, która chodziła do polskiej szkoły i zna tylko język polski. "Nie znam języka ormiańśkiego. Chcę się uczyć w języku, który znam, umiem i kocham. Polska jest dla mnie ojczyzną, choć się w niej nie urodziłam" - napisała w liście do prezydenta.
Pytany przez "Rzeczpospolitą" dyrektor generalny Urzędu do spraw Repatriacji i Cudzoziemców mówi, ze zarówno matka jak i córka będą mogły wrócić dopiero po pięciu latach, gdy zostaną wykreślone z listy osób nieporządanych w naszym kraju.
"Rzeczpospolita"/orzechowska/jędras