Trwa ładowanie...
Zaloguj
Notowania
Przejdź na

SUMA - Smoleńsk - raport

0
Podziel się:

Dowódca Tu-154 M przed katastrofą wydał komendę "odchodzimy" - potwierdził w rozmowie z dziennikarzami wiceszef polskiej komisji badającej przyczyny katastrofy z 10 kwietnia, pułkownik Mirosław Grochowski. Jego zdaniem od momentu, wypowiedzenia tej komendy było wystarczająco dużo czasu na wyprowadzenie samolotu z fazy podchodzenia. Grochowski dodał, że po komendzie dowódcy samolotu, potwierdził ją II pilot.

Pułkownik Grochowski ujawnił też, że komenda o odejściu padła po stwierdzeniu załogi "nic nie widać". Wojskowy nie chciał jednak powiedzieć, ile czasu minęło od wypowiedzenia komendy "odchodzimy" do zderzenia się samolotu z ziemią. Pułkownik Grochowski nie krył w rozmowie z mediami, że komenda "odchodzimy", którą wypowiedział dowódca Tupolewa, rzuca nowe światło na całą tę sprawę. W rosyjskim raporcie główna teza mówi o tym, że załoga nie podjęła próby odejścia - a tu mamy wyaźną informację, że taka próba była - podkreślił wiceszef polskiej komisji padającej katastrofę smoleńską.
Wiceszef komisji badającej przyczyny katastrofy poinformował również, że komisja przygotowuje się do przeprowadzenia eksperymentu, który ma odtworzyć ostatnie chwile lotu Tupolewa i potwierdzić między innymi, czy rzeczywiście piloci próbowali "poderwać" maszynę do góry. Grochowski poinformował również, że w wieży kontroli lotów na smoleńskim lotnisku 10 kwietnia znajdowały się więcej niż trzy osoby. Grochowski zastrzegł, że w Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym wciąż trwają badania nagrania zapisu rozmów w wieży. Potwierdził, że wraz z dwoma kontrolerami był pułkownik gwardii Nikołaj Krasnokutski, który nadzorował przylot obu delegacji do Katynia - premiera Donalda Tuska i prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Mirosław Grochowski powiedział jednak, że w wieży kontroli lotów 10 kwietnia rano był ktoś jeszcze. "Więcej niż trzy, według dzisiejszej mojej wiedzy" - powiedział Grochowski pytany przez dziennikarzy o liczbę osób w wieży. Zaznaczył, że komisja nie ma do końca potwierdzenia tej informacji, bo trwa
obróbka zapisu tła w nagraniu z wieży.
Wiceszef komisji dodał, że obecność Krasnokutskiego była uzasadniona, jako osoby przygotowującej wizytę. Mirosław Grochowski podkreślił, że w najbliższych dniach dokonaniu kompletnej analizy przez policyjnych specjalistów zapis rozmów w wieży zostanie przekazany opinii publicznej.
W opinii mecenasa Marcina Dubienieckiego, prokuratura badając katastrofę smoleńską powinna skupić się na hipotezie zamachu. Zdaniem męża i pełnomocnika Marty Kaczyńskiej-Dubienieckiej raport MAK-u potwierdził, że załoga rządowego samolotu Tu-154, który 10 kwietnia rozbił się pod Smoleńskiem została wprowadzona w błąd, co strona rosyjska starała się ukryć.
Mecenas zwraca uwagę, że strona rosyjska ukryła bardzo ważną informację. Chodzi o komendę "odchodzimy", którą 22 sekundy przed katastrofą miał wydać kapitan Arkadiusz Protasiuk. Zdaniem Marcina Dubienieckiego, jeżeli powiąże się ten fakt z od początku błędnym naprowadzaniem polskiego samolotu, to składa się to na pewną całość.
Według Dubienieckiego, odczyty z czarnych skrzynek, których dokonało Centralne Laboratorium Kryminalistyczne w Polsce w sposób jednoznaczny potwierdzają nierzetelność raportu MAK. Najprawdopodobniej w dużym stopniu oparty był on na matactwie ze strony rosyjskiej - dodał Dubieniecki.
Do tej pory wiadomo było, że w czasie zniżania lotu przez rządowego tupolewa w Smoleńsku, na 14 sekund przed zderzeniem, drugi pilot Robert Grzywna wydał komendę "Odchodzimy". Z raportu MAK i przesłanych przez Rosjan stenogramów z rozmów załogi rządowego Tu 154M wynikało, że to drugi pilot Robert Grzywna wydał taką komendę, a kapitan Protasiuk jakoby nie zareagował. Polscy eksperci ustalili, że jeszcze przed słowami Grzywny to Protasiuk, w 22 sekundzie przed katastrofą wydał komendę.
Odczyt podważa tezy Rosjan zwarte w raporcie MAK, bo potwierdza, że piloci nie chcieli lądować za wszelką cenę we mgle. Ze znanych już stenogramów wynika, że gdy samolot zbliżał się do lądowania, Protasiuk mówił, że "Podchodzimy do lądowania. W przypadku nieudanego podejścia, odchodzimy w automacie."
Polska prokuratura wystąpi do prokuratury rosyjskiej z kolejnym żądaniem zwrotu oryginałów czarnych skrzynek Tu 154. Rzecznik Prokuratury Generalnej Mateusz Martyniuk powiedział, że jeśli będzie to niemożliwe, prokuratorzy chcieliby wypożyczyć skrzynki i poddać je badaniom w Instytucie Ekspertyz Sądowych w Krakowie. Jeżeli rosyjska prokuratura nie wyda na to zgody, polscy śledczy chcą, by biegli z krakowskiego instytutu mogli uczestniczyć w ich badaniach w Moskwie.
Martyniuk dodał, że po zakończeniu prac MAK czarne skrzynki znalazły się w dyspozycji rosyjskiej prokuratury.
W ocenie Edmunda Klicha, polskiego akredytowananego przy MAK, załoga polskiego tupolewa w Smoleńsku po komendzie kapitana "odchodzimy"mogła wykonać próbę przerwania podchodzenia do lądowania w systemie automatycznym, tak jak planowano jeszcze przed rozpoczęciem schodzenia. Edmund Klich uważa, że taka próba nie mogła się powieść, bo na lotnisku w Smoleńsku nie było systemu wspomagającego lądowanie samolotu ILS. Polski ekspert dodał, że nieskuteczna próba użycia autopilota do manewru mogła spowodować kilkusekundowe opóźnienie w fazie wyprowadzania.
Z kolei zdaniem eksperta lotniczego Michała Fiszera, gdyby piloci rządowego Tu -154 wykonali prawidłowo manewr wzniesienia po komendzie "odejście", mogłoby to zapobiec katastrofie .
Michał Fiszer uważa jednak, że piloci zbyt długo zwlekali z podjęciem jakichkolwiek działań. To spowodowało, że samolot zaczął się przechylać na skrzydło i w końcu zderzył się z ziemią - mówi specjalista. Według Michała Fiszera, pilotom prawdopodobnie zabrakło doświadczenia. Doświadczony pilot ma za sobą minimum pięć tysięcy godzin kierowania tego typu samolotem - dodaje ekspert. Michał Fiszer wskazuje, że dowódca załogi rządowego TU154 miał za sobą około 3 i pół tysiąca godzin nalotu.

IAR

raport
wiadomości
IAR
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)