Jak zauważa publicysta - arcybiskup Michalik nie jest atakowany przez dziennikarzy, gdyż za dobrą monetę przyjęto to, że sam ujawnił uderzające w niego informacje. Na dodatek kościelne komisje historyczne "udowodniły" swój rzekomy obiektywizm: niczego nie tuszują, przecież kilka dni wcześniej same opublikowały materiały dotyczącego ks. Malińskiego - czytamy w "Trybunie". Zdaniem Skury te działania miały uchronić przed "rozstrzelaniem" abp Michalika, którego teczka mogłaby wywołać o wiele wiąkszy kryzys, niż nawet ostatnia afera z arcybiskupem Stanisławem Wielgusem w roli głównej.
Skura zastanawia się też nad podejściem niektórych historyków i polityków do informacji zawartych w teczkach bezpieki. Gdy dwa lata temu prawicowi historycy dobrali się do księgi ewidencyjnej Informacji Wojskowej, bez mrugnięcia okiem orzekli, że umieszczony w niej pod pseudonimem "Wolski" generał Wojciech Jaruzelski na pewno był agentem kontrwywiadu wojskowego. Gdy dziś w kilku księgach ewidencyjnych dawnej Służby Bezpieczeństwa odnaleziono nazwisko abp. Józefa Michalika, to samo towarzystwo orzekło, że metropolita na pewno został wbrew własnej woli zakwalifikowany jako TW "Zefir" - pisze Piotr Skura.
Jak widać, wiarygodność ksiąg ewidencyjnych służb specjalnych Polski Ludowej zależy od tego, kogo chce się za ich pomocą zniszczyć - stwierdza publicysta "Trybuny".
"Trybuna"/mn/jędras