Dziennik postanowił zająć się tą kwestią w związku ze skandalem, który wybuchł w zeszłym tygodniu, gdy polski MSZ zwolnił wszystkich pracowników zajmujących się wydawaniem wiz w konsulacie w Łucku. W gazecie czytamy, że "nieoficjalne przyspieszanie" rozpatrywania wniosków wizowych stosowane jest w wielu placówkach dyplomatycznych, nie tylko Polski, ale też -na przykład - Francji. Uczestniczą w tym pośrednicy. Ich stawki wahają się od 300 do 600 euro. Dokumenty odbierane są w domu, do domu dowożony jest paszport z wizą. Potrafią oni załatwić nawet wizę osobie, która na terytorium Ukrainy jest karana, a w jednym z unijnych konsulatów odmówiono wcześniej przyznania wizy. W takim przypadku trzeba jeszcze dopłacić 300 euro. Według rozmówców "Komsomolskiej Prawdy", działalność pośredników byłaby niemożliwa, gdyby nie korupcja w samych konsulatach. Część pieniędzy trafia bowiem do kieszeni konsula.
Obrońca praw człowieka Eduard Bagirow zwraca uwagę, że pośredników nie byłoby, gdyby nie to, że unijne konsulaty robią problemy z wydawaniem wiz, sztucznie opóźniając proces. Jego zdaniem, powinna tym zająć się Komisja Europejska.
Informacyjna Agencja Radiowa