Akcja ratownicza w kopalni Upper Big Branch była wielokrotnie przerywana. Najpierw trzeba było wywiercić trzy kanały wentylacyjne, by odprowadzić znajdujący się pod ziemią metan. Operacja ta zajęła prawie dwa dni. Gdy później ratownicy schodzili pod ziemię, dwukrotnie wykrywano niebezpieczny gaz i musieli wracać na powierzchnię.
Wczoraj po przejściu 8 kilometrów położonym na głębokości 300 metrów korytarzem dotarli do jednej z komór ratunkowych, ale nie znaleźli tam zaginionych. Do drugiej komory nie udało im się dojść z powodu unoszącego się w kopalni dymu.
Wybuch w kopalni Upper Big Branch jest najtragiczniejszym wypadkiem w amerykańskim górnictwie od 1970 roku. Wtedy w katastrofie w stanie Kentucky zginęło 39 osób.