Uczestnicy Manify domagali się poszanowania praw kobiet, które - ich zdaniem - są w Polsce łamane. Hasłem tegorocznej manifestacji było "Solidarne w kryzysie, solidarne w walce". Wśród postulatów znalazły się między innymi żądania wypłaty podwyżek pielęgniarkom czy przywrócenia bezpłatnej sieci państwowych żłobków.
Pomimo oficjalnego zakończenia demonstracji pod Sejmem trwały jeszcze słowne utarczki uczestników Manify z narodowcami. Nie doszło jednak do żadnych starć. Porządku pilnowało tam kilkudziesięciu policjantów. Do przepychanek mogło jednak dojść w innych rejonach stolicy. Reporterka IAR tuż po oficjalnym zakończeniu Manify widziała w pobliżu parlamentu zakrwawionego mężczyznę w eskorcie policji.
Poza tym incydentem uczestnicy Manify byli zadowoleni z jej przebiegu. Jedna z kobiet powiedziała IAR, że feminizm stał się teraz modny. Jej zdaniem na Manifie pojawiło się więc wiele osób, które tak naprawdę nie wiedzą do końca o co walczą, ale pojawiły się na demonstracji, bo podoba im się jej forma.
W Manifie brali też udział mężczyźni. Jeden z nich podkreślił, że walka o prawa kobiet leży też w interesie płci brzydkiej. Jego zdaniem nie tylko mężczyźni powinni bowiem podejmować kluczowe decyzje dla państwa. Jak powiedział - całe społeczeństwo musi brać w tym udział i dlatego popiera on chociażby parytet wyborczy dla kobiet.