Brytyjskim żołnierzom w Afganistanie nie wolno strzelać do talibów przyłapanych na zakładaniu na drogach min. Sprawa wyszła na jaw w toku rutynowego sądowego ustalania przyczyn śmierci sierżanta, poległego w październiku zeszłego roku w wybuchu miny w prowincji Helmand.
Wdowa po sierżancie zeznała, że jej mąż skarżył się kilka dni wcześniej, iż otrzymał od swego oficera taki zakaz, a kiedy go zakwestionował, dostał odpowiedź: "Ja jestem kapitanem, a ty wykonuj swoją robotę".
Rzecznik Ministerstwa Obrony w Londynie potwierdził, że brytyjskich żołnierzy obowiązuje taki zakaz i powołał się na Konwencję Genewską o traktowaniu ludności cywilnej, która pozwala strzelać do cywilów tylko w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia. W brytyjskiej interpretacji konwencji, sam akt podkładania miny nie stanowi takiego zagrożenia, a afgańscy rebelianci, którzy nie służą w żadnej formalnej armii, są w oczach prawa cywilami.
Dziennik "The Daily Telegraph" przypomina, że takie dyspozycje wydał półtora roku temu amerykański generał Stanley McChrystal, hołdujący polityce "odważnego umiaru", aby nie zrażać ludności Afganistanu. Dowództwo amerykańskie zmieniło te rozkazy, ale brytyjskie nie.
W czerwcu straty Brytyjczyków w Afganistanie przekroczyły 300 zabitych - ponad połowa to ofiary przydrożnych pułapek minowych.
