To skutek ugody zawartej między muzykiem a BSA (Business Software Aliance) organizacją zwalczającą piractwo komputerowe, po ujawnieniu w 2000 roku, w firmie artysty, oprogramowania, na które nie posiadał licencji.
Sprawa jest o tyle nietypowa, że sam artysta jest znanym orędownikiem walki z piractwem intelektualnym.
Sam Hołdys przyznaje, że brak licencji na używane programy nie powinien był się zdarzyć: "Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. W mojej firmie takie coś nie powinno było się zdarzyć. Sam jestem częstą ofiarą piratów i wiem jak to boli" - mówi Hołdys.
Organizacja BSA zrezygnowała z publikowania na koszt artysty ogłoszenia prasowego z przeprosinami.